Weź pod lupę swojej uważności osobę Ci miłą...na długo przed Wigilijną nocą. Wsłuchaj się w jej marzenia i chciejstwa radosne.
W wannie pływa karp, pachnie żywa choinka, pomarańcze, i pasta do podłóg, a Babcia nie odstępuje ani na krok starej, węglowej kuchni i od żaru tej kuchni, a może i od pośpiechu ma wielkie czerwone rumieńce.
Uśmiecham się do tych wspomnień i zapachów. Dziś zapach pomarańczy nikogo nie zadziwia, nie wiem czy jeszcze gdzieś produkują pastę do podłóg o zapachu terpentyny, wędzonka też już nie pachnie wędzonką, raczej dymem złożonym z E- ileś tam. Odeszło, przeszło, nie ma, tak jak nie ma mojej Babci.
Czy na pewno ?
Fakt, ze śniegiem na Boże Narodzenie coraz gorzej, a karpia od lat zabija mi zaraz po zakupieniu sąsiadka. (Zna się na tym, wie gdzie i jak uderzyć, żeby skrzep nie zmienił koloru mięsa i rzecz jasna smaku). Tego karpia zazwyczaj jem jednak dopiero w Nowy Rok, bo na Wigilii jestem przecież u Mamy. A smaki są tam jak sprzed laty!
Nie ma barszczu z uszkami, choć smakowity bardzo, ale i tak mam dylemat, bo zawsze jest grzybowa z krojoną kaszą manną i karpiowa z łazankami. Obie pyszne, obie kuszące i rzadkie w codziennym menu. Potem wkracza wyśmienity karp starannie pozbawiony nawet najdrobniejszych ości, wymoczony w mleku, panierowany w bułce i jajku, smażony koniecznie na maśle, złocisty, delikatny, pyszny!
Wraz z karpiem pojawia się wielka salatera po brzegi wypełniona pierogami z kapustą i grzybami, na których złoci się przyrumieniona na maśle bułeczka. Wraz z tymi delicjami pojawiają się jeszcze jakieś co najmniej dwa inne gatunki ryb smażonych, czasami kapusta z grochem i obowiązkowo karp w galarecie z rodzynkami, winogronami i włoskimi orzechami, i choć ten jest zjawiskowo piękny to i tak poprzestaję, a raczej mój żołądek i łakomstwo poprzestaje na pierogach i smażonym karpiu. Nie ma śledzi na mojej Wigilii! (bo i tak jesteśmy opchani po brzegi możliwości!) Nie ma też makiełek, choć moja Mama nieodmiennie od lat odgraża się, że kiedyś je zrobi. Całość popijamy oczywiście niesamowitym kompotem z suszu owoców, głównie wędzonych polskich śliwek.
Wiem, wiem miałam przepis podać! Początkowo pomyślałam o postnym śledziu z mleczem i kartofelkiem w mundurze, który stanowił wigilijny wczesny obiad dla nieposzczących, potem pomyślałam o przepysznej drożdżowej strucli z kapustą jaką piekła moja Babcia, ale teraz już wiem, jestem pewna, podam przepis na Bożonarodzeniowy prezent.
Przepis na Bożonarodzeniowy prezent
Weź pod lupę swojej uważności osobę Ci miłą...na długo przed Wigilijną nocą. Wsłuchuj się w jej marzenia i chciejstwa radosne. Te zwykłe, codzienne i te wielkie, nieziszczalne też ! Obserwuj zachowania, wyłapuj te niewygodne, trudne, przeszkadzające. Wszystkie te składniki wymieszaj dokładnie i przemyśl, potem zbadaj swój portfel ..zupełnie nie przerażając się, że nie jest zasobny! Zapewniam Cię , że i tak nie kupisz kolejnych skarpetek, czy krawata bez sensu, albo perfum czy kremu nie pasującego do kobiecości obdarowanej kobiety! Przed Wigilią wykaż się inwencją, choć przez ułamki sekund wejdź odczuwaniem w drugą osobę ....a potem sam zobaczysz jak łatwo prezent znajduje się sam i już tylko pozostaje Ci cieszyć się radością innych! Czasami tylko półuśmiechem ukrywającym wzruszenie! W zależności od charakteru.
Zapewniam, że przepis jest dobry ...w mojej Rodzinie krąży od lat!
Moje najpiękniejsze prezenty?
Ten sprzed wielu, wielu lat, kiedy moja Babcia poprosiła, żebym na pianinie zagrała kolędy. Oniemiałam otwierając wieko pianina. Klawiatura była zasłonięta przez zrobione na drutach i szydełku ubranka dla mojej ukochanej lalki, nie wiedzieć dlaczego nazwanej Żuczkiem!
Ten sprzed kilku lat to urocza kartonowa tuba, a w niej urocze, ogromne kolorowe zdjęcie Domu Adwokatów z Kazimierza nad Wisłą i kulfoniasty jeszcze odrobinę podpis moich bratanic "i domek wiadomo gdzie!”.
I tak bym mogła bez końca.
Ale przecież już wiecie.
Do kuchni i prezentów jest potrzebna odrobina miłości! Czego serdecznie Wam życzę na te i następne Święta !