W 120 mieszkaniach lubartowskiej spółdzielni nie była zameldowana ani jedna osoba. Właściciele nie płacili za wodę i wywóz śmieci. Ale liczniki energii elektrycznej chodziły, a ktoś zamawiał Internet i kablówkę.
– Zsumowaliśmy zużycie wody wykazane w poszczególnych mieszkaniach bloku, po czym porównaliśmy do tego, co wykazuje główny wodomierz bloku – mówi Jacek Tomasiak, prezes spółdzielni. – Niejednokrotnie okazywało się, że główny wodomierz pokazywał znacznie większe ilości zużytej wody. Jakby wyparowywała w rurach.
Żeby zorientować, że w "pustostanie” jednak ktoś mieszka, wystarczyło spojrzeć na ruch liczników energii elektrycznej. Dochodziło też do sytuacji, że w mieszkaniu, w którym nikt nie był zameldowany, wykupiono Internet i bogaty pakiet telewizji kablowej.
Wytłumaczenie było proste. Właściciele mieszkań wyprowadzali się np. do domków, a zwolnione lokale wynajmowali. Oficjalnie jednak nikt tam nie mieszkał.
Takich "pustostanów” lubartowska spółdzielnia naliczyła aż 120 (na 3 tys. mieszkań). – Do tego trzeba dodać kilkaset osób, które mieszkają w naszych zasobach "na dziko” – oblicza prezes. – Mieliśmy sytuację, że w mieszkaniu, gdzie zameldowana jest tylko starsza kobieta, mieszkają jeszcze cztery osoby. Za zużywaną przez nie wodę i wyrzucane śmieci płacili pozostali spółdzielcy.
Spółdzielnia mieszkaniowa wprowadziła więc zmiany w regulaminie, które mają ukrócić ten proceder.
Od wtorku właściciele mieszkań, w których nikt nie jest zameldowany, obciążani są za wywóz śmieci i zużycie wody w zależności od wielkości mieszkania. Takiego ryczałtowego rozliczenia można uniknąć montując wodomierz. Ale tylko na opłatach za śmieci ze 120 "pustostanów” spółdzielnia zyska rocznie 20 tys. zł.
Prezes Tomasiak zapowiada kontrolowanie czy w mieszkaniach rzeczywiście mieszka tyle osób, za ile uiszczane są opłaty. Po rozesłaniu informacji o nowych zapisach w regulaminie, zgłaszają się mieszkańcy, którzy podpowiadają, gdzie mieszkają "dzicy” lokatorzy.