"Martwe dusze” Mikołaja Gogola to nie fikcja literacka. W okolicach Poniatowej są miejscowości, w których nikt nie mieszka.
Radni miejscy z Poniatowej wystąpili do ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji, by zniósł urzędowe nazwy kilku wsi. Chodzi o wsie Młynki i Leśniczówka, które w 1979 roku zostały włączone w granice miasta oraz te, które istnieją jedynie w urzędowym spisie: Ludwinów, Podszosie, Sporniak, Wydzirów.
- Tych wsi w praktyce nie ma, nikt w nich nie jest zameldowany, dlatego musimy zrobić porządek z tym spisem - mówi Lila Stefanek, burmistrz Poniatowej.
Cała sprawa zaczęła się od wezwania z Urzędu Statystycznego, żeby gmina zrobiła korektę urzędowego spisu miejscowości, w którym było sporo nieścisłości. - Dla nas jest to czysto porządkowa sprawa, żeby kolejne spisy oddawały stan faktyczny - zapewnia Zbigniew Małecki, sekretarz Urzędu Miasta w Poniatowej.
Wykreślenie nazw może się jednak przeciągnąć ze względu na wymagania ministerstwa. - Prawie trzydzieści lat temu ktoś zapomniał wykreślić nazwy wsi, kiedy zostały włączone do Poniatowej, a teraz MSWiA nakłada na nas obowiązek przeprowadzenia konsultacji społecznych - dziwi się Małecki.
Dawne wsie Leśniczówka i Młynki to teraz ulice Poniatowej. Ale według wytycznych z ministerstwa, gmina musi zapytać mieszkańców, czy zgadzają się żeby ich wsie włączyć do miasta.
- To jakiś absurd, bo oni od dawna mieszkają w mieście. Nie będziemy się wygłupiać i ich o to pytać - mówi Małecki.
Gorsza sprawa jest jednak z miejscowościami: Ludwinów, Podszosie, Sporniak, Wydzirów. - W Poniatowej nie ma nawet takich ulic. Nie wiemy też, gdzie te wsie były. A żeby wykreślić ich musimy najpierw określić granice i powierzchnie tych miejscowości. A to jest niemożliwe - wyjaśnia Małecki. Dlatego zamierza przekonywać ministerstwo, żeby zrezygnowało z pomysłu przeprowadzania konsultacji z mieszkańcami.
Tymczasem niektórzy mieszkańcy ulicy Młynki w Poniatowej nie przestali jednak postrzegać Młynków jako odrębnej miejscowości.
- Mnie jest dobrze na wsi. Zawsze tu mieszkałam i tak już zostanie. W mieście bym była, jakbym w bloku mieszkała, a ja w domku mieszkam i to kilkadziesiąt lat - mówi Alina Długosz, mieszkanka ul. Młynki.
Większość jednak wyśmiewa ministerialny pomysł. - Mieszkamy w mieście, to po co się teraz wygłupiać i pytać o to czy chcemy się przenosić ze wsi do miasta. Bez sensu, żeby przez błąd sprzed 30 lat robić zamieszanie - uważa Zbigniew Czajka, mieszkaniec ul. Młynki.