Jak prezes Wildstein zmienia naszą telewizję
Wczoraj minęły 22 lata od momentu, kiedy pierwszy raz mogliśmy obejrzeć Panoramę Lubelską. Od tamtego czasu załoga TVL z 20 osób powiększyła się do 115. Ale wkrótce będą redukcje. Dotarliśmy do uchwały zarządu Telewizji Polskiej w sprawie limitu zatrudnienia na rok 2007 - dokumentu opatrzonego klauzulą poufności. Wynika z niego, że w tym roku pracę w telewizji straci ponad 1000 osób, czyli jedna czwarta wszystkich zatrudnionych. Z lubelskiego oddziału ma odejść 36 osób. Wśród pracowników lubelskiej stacji huczy od plotek. Jednak nikt nie chciał z nami o tym rozmawiać.
- Ja nic nie wiem na ten temat - ucina Andrzej Bogdan, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Radia Lublin i lubelskiego oddziału TVP. - Nie mogę rozmawiać z prasą - tłumaczy Krzysztof Pilinda, przewodniczący "Solidarności” w TVP Lublin. Także Tomasz Rakowski, dyrektor lubelskiego oddziału TVP, nie był zbyt rozmowny. - W sprawie restrukturyzacji proszę kontaktować się z biurem prasowym telewizji - odesłał nas.
Kto im zamknął usta? Prezes Wildstein uchwałą, która nakazuje pracownikom "dbać o dobre imię telewizji” i konsultować treść wywiadów z zespołem prasowym. Naruszenie tych zasad ma skutkować nawet rozwiązaniem umowy o pracę. - Wcale się nie dziwię ludziom, że nie chcą mówić - ocenia Jarosław Najmoła, przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność w TVP. - Nawet związkowcy są w przedziwnej sytuacji. Mamy prawem zagwarantowaną niezależność od pracodawcy, ale uchwała obowiązuje i nas. O firmie nie możemy rozmawiać, bo wylecimy z pracy.
Związkowcy nie zamierzają ustąpić bez walki. - Wystąpiliśmy ze skargą do ministra skarbu i ministra pracy. Prezes Wildstein łamie prawo, nie konsultując z nami np. zwolnień. Czegoś takiego nie było nawet w czasach komuny - podkreśla Najmoła.