W najbliższych dniach do sądu trafi ok. 50 pozwów przeciw pracownikom, którzy egzekwowali dla siebie podwyżki „203” z pomocą komornika. Likwidator chce, by zwrócili część pieniędzy. Chodzi o składki na ZUS.
Pracownicy nie chcą nic zwracać ZOZ-owi. – Przecież te pieniądze zasądził sąd pracy – mówi Iwona Rowińska, która pracowała w ZOZ jako szkolny stomatolog. – Nie zamierzam nic oddawać.
Ale sądowe pozwy to nie jedyny powód, że w planowanym terminie nie uda się zakończyć likwidacji ZOZ. Trzeba sprzedać stary sprzęt, wypłacić załodze odprawy i resztę podwyżek przyznanych ustawą „203”.
– Już w listopadzie zorientowałam się, że czasu jest za mało i nie zdążę ze wszystkim do końca stycznia, jak pierwotnie planowano – dodaje Dubiel. Jest niemal pewne, że radni podczas jutrzejszej sesji dadzą jej dodatkowy czas na dokończenie likwidacji.
Mniej cierpliwości ma część załogi. – Wypowiedzenia mamy. Odpraw nie widać – mówi jeden z pracowników. Pieniądze na ten cel wpłyną na konto SP ZOZ na początku przyszłego roku.
Likwidator ZOZ musi też znaleźć kupców na stary sprzęt. W pierwszej kolejności mogą go przejąć spółki powstające na bazie zespołu. Wkrótce ponownie dostaną ofertę zakupu. To, co zostanie, ma być sprzedane w drodze przetargu. Majątek, który nie znajdzie nabywców, może być przekazany innym podmiotom, ale tylko za zgodą władz miasta.
Teraz w SP ZOZ pracuje jeszcze około 600 osób. Za kilka dni zostanie tylko likwidator. Dotychczasowi pracownicy będą przyjmować pacjentów w przychodniach prowadzonych przez spółki, które sami założyli.