Tylko jednej nocy potrafią ściąć kilka wysokich drzew. Mieszkańcy gminy Wojciechów narzekają na bobry, która ciągle dają się we znaki.
– Bobry są w tym miejscu bardzo aktywne. Naliczyłem pięćdziesiąt ściętych drzew, wiele z nich miało nawet po 5 metrów wysokości – zauważa Zbigniew Mirosław, który mieszka tuż obok miejsca żerowania tych zwierząt. – To był taki ładny zagajnik, a teraz zostały same kikuty. Na rzeczce zrobiły tamę, sama nie mogłam jej usunąć – mówi Kazimiera Jóźwik.
Wójt gminy Wojciechów przyznaje, że bobry dają się we znaki nie tylko w Palikijach. – W Wojciechowie, Miłocinie i Maszkach budują tamy i przez to woda zalewa nasze pola – tłumaczy wójt Jan Czyżewski.
– W ostatnim tygodniu przez tamy zalało u nas dwie działki – dodaje Janina Żydek, sołtys Maszek. – Co gorsza, sami nie możemy usuwać tych tam. Musimy występować ze specjalnym wnioskiem do wojewody – ubolewa wójt Czyżewski.
– W tym roku usunęliśmy ok. 100 tam – opowiada Dariusz Prażmo, zastępca dyrektora WZMiUW w Lublinie. – W 2010 roku musieliśmy zalepić 525 nor, które wydrążyły w wałach przeciwpowodziowych. Wydaliśmy na to 230 tys. zł.
Za samowolne zniszczenie tamy grozi do 500 zł grzywny. – Bobry to zwierzęta chronione – wyjaśnia Paweł Duklewski z RDOŚ w Lublinie. – Tamy budowane przez bobry są bardzo mocne, często trzeba je usuwać za pomocą sprzętu, człowiek sobie sam nie poradzi.
Nie wiadomo, ile bobrów mieszka w naszym regionie. – Na pewno jest ich więcej niż kilka lat temu, wody są czystsze i jest mniej odstrzałów – zaznacza Duklewski.