Kwotami mlecznymi będzie można handlować nadal wyłącznie w obrębie województw – zdecydował Sejm. Opinie są podzielone. – To niedobrze – uważa Barbara Ignaciuk z Żeszczynki (pow. bialski), która dokupiła kwotę uprawniającą do sprzedaży 37 tys. kg mleka, a potrzebuje jeszcze sześciu tysięcy
Tadeusz Suchara z Chomęcisk Dużych (pow. zamojski), który kupił 80 tys. kg jest innego zdania. – Gdyby zniesiono regionalizację, znaczna część niewykorzystanych jeszcze kwot mlecznych „wypłynęłaby” na Podlasie – twierdzi. – Tamtejsi zamożni hodowcy wykupiliby dosłownie wszystko i za każdą cenę.
Kwota to ilość mleka, jaką rolnik ma prawo sprzedać. Dzieli się na hurtową, czyli prawo sprzedaży do spółdzielni mleczarskiej lub innego odbiorcy oraz bezpośrednią, uprawniającą do sprzedaży np. innemu rolnikowi lub na targu. Jeśli którykolwiek limit przekroczy, zapłaci karę. Według obecnego kursu euro, wyniesie ona 1,20 zł za każdy ponadnormatywny kilogram. Dlatego ci, którzy zwiększyli produkcję mleka, muszą kupić limit od kogoś, kto z kolei nie jest w stanie sprzedać tyle mleka, ile ma limitu.
Handel w obrębie województwa lub poza nim i tak sprawy nie załatwi, bo limit dla Polski pozostaje taki sam. Jedynym rozwiązaniem jest zgoda Unii Europejskiej na zamianę niewykorzystanej kwoty bezpośredniej w hurtową oraz wcześniejsze uruchomienie tzw. rezerwy restrukturyzacyjnej. Te 416 mln kg dodatkowego limitu zgodnie z prawem należy się nam dopiero w przyszłym roku kwotowym (od kwietnia br.). – Wystąpiliśmy o to do Komisji Europejskiej – mówi Małgorzata Książyk, p.o. dyrektor biura prasowego Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. – Równocześnie trwa budowa w tej sprawie silnego lobby. Dogadujemy się z innymi krajami, by poparły nasz wniosek, w zamian za poparcie ich interesów w innych sprawach.