Rolnik, któremu „Pogotowie dla Zwierząt” odebrało 21 buldogów zgłosił sprawę do prokuratury. Uważa, że bezprawnie zabrano mu psy warte na rynku około 40 tys. zł
O całej sprawie pisaliśmy w poniedziałek. Psy z hodowli w gminie Chodel wg prezesa „Pogotowia dla Zwierząt” miały przebywać w okropnych warunkach.
- W kojcach zalegały odchody z wielu tygodni. Na zewnątrz przebywało 14 buldożków. Psy przetrzymywane były także w stodole i kurniku, gdzie głównie znajdowały się szczeniaki – mówi Grzegorz Bielawski, prezes stowarzyszenia. Jego słowa potwierdza lekarka weterynarii, która 3 czerwca była na miejscu. – To był dramat, psy siedziały w naprędce skleconych drucianych klatkach w blaszanym garażu. Większość miała zmiany skórne, na ciałach niektórych widoczne były blizny, prawdopodobnie po jakimś zabiegu – mówi lekarka współpracująca ze stowarzyszeniem.
Ponadto zwierzętom brakowało ważnych dokumentów. Właściciel miał pokazywać interweniującym obrońcom praw zwierząt jedynie niewypełnione książeczki szczepień.
Jak zapewnia prezes interwencja w hodowli była zgodna z Ustawą o ochronie zwierząt. Nie zgadza się z nim hodowca. – To było bezprawne. Oczywiście, mogły być jakieś uchybienia, zawsze można się o coś przyczepić. Powinienem dostać zalecenia, co powinienem poprawić. To wyglądało jak kradzież – mówi rolnik, którego psy trafiły pod fachowa opiekę. Hodowca twierdzi również, że w dniu interwencji miał wszystkie konieczne zaświadczenia, ale nikt nie chciał ich oglądać. Postanowił, by zajęciu psów przyjrzała się prokuratura.
– Psy hoduję legalnie, posiadam certyfikat Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Psa Rasowego Kennel Club – czytamy w piśmie do prokuratury rejonowej w Opolu Lubelskim.
- Bardzo dobrze. Ten człowiek ma prawo, by wynająć adwokata i ubiegać się o swoje prawa – mówi Bielawski i dodaje, że pozwy osób, którym odebrano zwierzęta trafiają się często. – Gdy likwidujemy hodowle psów, które dają komuś nielegalny dochód, to właściciel zawsze ma pretensje. Jak odbieramy wygłodzonego kundelka to nikt się o niego nie upomina.
Hodowlę wizytowała również komisja z gminy i powiatowy lekarz weterynarii. – Nie było tam większych nieprawidłowości, jedynie takie, które występują niemal w każdej hodowli. Zbyt małe, by zabrać zwierzęta – twierdzi Jan Wincenty Majewski, wójt gminy Chodel.
Problem w tym, że komisja sprawdziła hodowlę 8 czerwca, kiedy większości psów nie było już na miejscu.
Buldogi nadal należą do właściciela. O tym, czy mu je zwrócić zadecyduje sąd. W przypadku werdyktu skazującego grozi hodowcy do 3 lat więzienia oraz zakaz prowadzenia hodowli na okres 10 lat.