Proszę stąd wyjść - takie słowa usłyszał nasz fotoreporter od Grzegorza Kurczuka i Stanisława Wyrzykowskiego, działaczy lubelskiego sojuszu. W sobotę zostaliśmy wyproszeni z Domu Kultury Kolejarza, gdzie odbywał się zjazd miejskiej organizacji SLD.
Chcieliśmy towarzyszyć sojuszowi w dniu wyboru nowych władz. Otrzymaliśmy wszak zawiadomienie, że takie zmiany się szykują. Pojechaliśmy do Domu Kultury Kolejarza, by porozmawiać z nowym przewodniczącym, zapytać członków partii o plany związane z organizacją. Weszliśmy do Domu Kolejarza tuż po godz. 14. Grzegorz Kurczuk nie odpowiedział na nasze powitanie. Obszedł nas szerokim łukiem. Podobnie jak inni działacze partii. - To wy jesteście z tej złej gazety - usłyszeliśmy od jednego z nich.
Kiedy nasz fotoreporter chciał usiąść na jednym z krzeseł wystawionych w holu przed salą obrad został zagadnięty przez posła Kurczuka. - Gdzie pan idzie. Tam nie można - powiedział Kurczuk. - Proszę mi pokazać zaproszenie. - Mam legitymację prasową, bo jestem tu służbowo - odpowiedział nasz dziennikarz. - Ale partia to organizacja prywatna, proszę stąd wyjść - upierał się poseł. - Mam rozumieć, że pan mnie stąd wyprasza? - zapytał z niedowierzaniem fotoreporter. - Tak, wypraszam pana stąd - odparł Kurczuk. Z pomocą natychmiast przyszedł mu inny działacz SLD, który bez ogródek zarzucił naszemu dziennikarzowi złe wychowanie.
Z nowym przewodniczącym również nie udało nam się porozmawiać. Nie chcieli rozmawiać także inni działacze sojuszu. Ci, którzy zatrzymywali się przy nas i rozmawiali, spoglądali ukradkiem, czy nikt nas nie obserwuje. Miało być lepiej w sojuszu. Tymczasem na razie nie zmieniło się nic. Bojkot Dziennika, który zapowiedział Grzegorz Kurczuk trwa. - Pani rozumie, że ja bym chętnie z panią porozmawiał, ale patrzą - przyznał jeden z wysokich rangą działaczy. - Jest taka presja i nakaz, żeby z Dziennikiem nie współpracować.
Wyproszono nas także z sali, gdzie odbywały się obrady. - Proszę media o opuszczenie sali - powiedział zza prezydialnego stołu nowy przewodniczący.
Ale w SLD są i tacy, których groźby szefa nie przerażają. - Ja nie będę się podporządkowywał niczyjej woli - stwierdził Marian Pakuła, radny miejski. - Szczególnie, jeśli to jest bardzo głupi zakaz. Podobnie zareagowali dyrektorzy z Urzędu Marszałkowskiego. - A dlaczego mamy nie rozmawiać - zdziwił się Waldemar Paszkiewicz, dyrektor Departamentu Edukacji i Sportu.