Wycieczka z naszego regionu, której we Włoszech skradziono autokar, wróciła do domu.
W poniedziałek czekali na nich dziennikarze. Ale się nie doczekali.
Zgodnie z planem, młodzi turyści mieli wyjechać z Cesenatico pod Rimini w niedzielę rano. Ale w nocy z soboty na niedzielę z hotelowego parkingu został skradziony autokar lubartowskiego przewoźnika Lubatur, który woził
wycieczkę.
- Wstaliśmy rano, żeby zbierać się do wyjazdu i okazało się, że nie mamy czym wracać - opowiada 13-letnia Agnieszka z Chełma. - A że musieliśmy opuścić hotel, to niedzielę spędziliśmy na dworze. Chodziliśmy na plażę, siedzieliśmy przed hotelem.
- Dzieciom nie działa się krzywda - mówi Przemysław Pawlik, właściciel biura podróży Włóczykij z Lublina, które współorganizowało wyjazd. - Miały zapewnioną opiekę, posiłki i prowiant na drogę. Musiały tylko poczekać kilka godzin.
Transport zapewnił drugi z współorganizatorów: rzeszowskie biuro Art Tour. Autokarem tej firmy akurat przyjechała do Włoch inna grupa turystów. Kierowcy, zgodnie z przepisami, musieli jednak odpocząć. Dlatego dzieci wyruszyły do Polski dopiero w niedzielę po godzinie 18.
Organizatorzy wyjazdu przez cały poniedziałek informowali media, że autokar będzie w Lublinie po godz. 17, a może nawet godzinę lub dwie później. Na parkingu lubelskiego PZM na dzieci czekali reporterzy radiowi i prasowi. Tymczasem... uczestnicy byli już o tej porze w domach. Do Lublina przyjechali przed godz. 15.
• Dlaczego nas pan oszukał? - pytamy organizatora.
- Nikogo nie oszukałem - oburza się Pawlik. - Wiedziałem, że po godz. 12 autokar był w Brzesku. Liczyłem, że ponad 200 kilometrów będą jechali ok. 5 godzin. To, że mieli krótsze postoje i szybciej jechali, to nie moja wina.
(mb)