- Jestem przerażona. Moja córka ma niedowład rąk i nóg. Z trudem mieści się w starym wózku. Przez trzy lata po prostu urosła i przytyła. We wrześniu miała dostać nowy - skarży się matka niepełnosprawnej dziewczynki z Białej Podlaskiej. Kobieta jest załamana. Nie ma 1800 zł na nowy wózek. Podobnych ludzi są dziesiątki, a w całym województwie setki. - Nie stać ich często na życie,
a co dopiero na taki wydatek. Odkąd tu pracuję, nie sprzedałam jeszcze wózka za pełną cenę - słyszymy od pracownicy drugiego z bialskich punktów zaopatrzenia medycznego.
W Zamościu jest podobnie. - Zapotrzebowanie na wózki inwalidzkie jest duże. Do wyczerpania limitu wydawaliśmy około 12 miesięcznie. Teraz ludzie zostawiają już tylko wnioski i czekają - mówi Danuta Adamczyk z zamojskiego sklepu MUSI. Limity wyczerpały się także w czterech pozostałych sklepach specjalistycznych w Zamościu.
Pod znakiem zapytania stoi funkcjonowanie MUSI w Lublinie (oprócz handlu zajmuje się produkcją). Brak refundacji to brak zamówień. - Od wczoraj nasz zakład szewski wykonujący obuwie ortopedyczne nie pracuje, 15-osobowa załoga jest na bezpłatnych urlopach - informuje Elżbieta Borkowska, kierująca działem handlowym. Dodaje, że tylko NFZ może uzdrowić sytuację, dokładając pieniędzy.
Według przepisów refundacja za nowy wózek inwalidzki przysługuje: dzieciom i osobom do 18 roku życia co trzy lata, dorosłym co pięć.