Stanisław B., oskarżony o zabójstwo noworodka w Czerniejowie, wyszedł wczoraj na wolność. Okazało się, że prokuratura zebrała w jego sprawie bardzo mizerne dowody.
Na wczorajszej pierwszej rozprawie Róża B., matka dziecka oskarżona o współudział w zbrodni, plątała się w wyjaśnieniach. W prokuraturze twierdziła, że sama zabiła dziecko. Potem zmieniła zdanie. – Przyznaję się, bo byłam przy tym – mówiła wczoraj w sądzie. – Jak noworodek się urodził, to wujek Stanisław B. złapał go i rzucił na podłogę.
W lipcu 2002 zwłoki noworodka zawinięte w jutowy worek znalazł proboszcz przed kościołem w Czerniejowie. Obok leżała kartka z nazwiskiem ojca i prośbą o katolicki pogrzeb. Chłopczyk miał liczne obrażenia głowy.
Późniejsze badania genetyczne wykazały, że nazwisko ojca dziecka było prawdziwe. Prokuraturze nie udało się ustalić okoliczności,
w jakich doszło do zbrodni. Sprawa została umorzona. Powrócono do niej po roku, kiedy w domu małżonków K. w Czerniejowie odkryto beczkę ze zwłokami pięciorga noworodków. Prokuratura ustaliła, że dziecko podrzucone pod plebanię urodziła 28-letnia Róża B., opóźniona w rozwoju mieszkanka Skrzynic. Aresztowano ją w styczniu ub. roku. Po pół roku za kratki trafił jej wujek.
Kobieta na wczorajszej rozprawie miała trudności w wysławianiu się. W prokuraturze wymieniała nazwiska mężczyzn, którzy ponoć ją zgwałcili. Twierdziła też, że dziecko zabił znajomy wujka. Potem się z tego wycofywała. Okazało się, że jej opowieści to jedyny dowód przeciwko Stanisławowi B. – Jej wyjaśnienia są chwiejne i zmienne – ocenił to wczoraj sąd, uzasadniając wypuszczenie Stanisława B. na wolność. Mężczyzna będzie odpowiadał przez resztę procesu z wolnej stopy.
Stanisław B. twierdzi, że z zabójstwem noworodka nie miał nic wspólnego. – Ty się w piekle będziesz smażyć za swoje kłamstwa – powiedział do Róży B. podczas konfrontacji w prokuraturze.
Kolejna rozprawa 22 kwietnia.