Cztery osoby z Nałęczowskiej Kolejki Dojazdowej oglądają i opukują każdy wagon. Sprawdzają i konserwują każdą śrubkę. Wszystko po to, by już w kwietniu zaprosić turystów na bezpieczną wycieczkę ciuchcią.
Bo zimą nałęczowska kolejka odpoczywa. Teraz jest więc czas na przeglądy techniczne. Wagony są dokładnie oglądane. Pracownicy najpierw oczyszczają każdy najdrobniejszy element. Potem oliwią go. A na koniec składają części w całość.
W lokomotywach wymieniono już filtry, klocki hamulcowe, oleje. Zygmunt Maj „obtacza” koła. Ponieważ przy hamowaniu stalowe obręcze ścierają się, po sezonie trzeba je założyć na tokarkę i nadać kształt idealnego koła. Do sprawdzenia zostały jeszcze tory, zwrotnice, stacje itp. Do 17 kwietnia wszystko ma być zapięte na ostatni guzik. Właśnie wtedy ciuchcia rozpoczyna sezonowe przejazdy.
Nałęczowska kolejkę odwiedzili niedawno Anglicy. Mówili, że podobną wąskotorówkę odtworzyli u siebie, czyniąc z niej wielką atrakcję turystyczną, przynoszącą zyski. Niektóre rozwiązania zaproponowali nam – przeszklone hale, w których można pokazywać wycieczkom naprawę wagoników, taras widokowy, z którego można obserwować manewry pociągów itd. – Możemy o tym pomarzyć – kręci głową Ogonek. – To, co zarobimy na wycieczkach, wystarcza zaledwie na płace i utrzymanie taboru. O żadnych inwestycjach nie ma mowy. Nasza kolejka nie widziała większych remontów od lat osiemdziesiątych.
Powiat opolski, do którego należy kolejka, też groszem nie śmierdzi. Inwestorów, którzy by wyłożyli pieniądze na rozwój kolejki ani widu, ani słychu. A poszukiwania trwają od paru lat. Jedyna nadzieja w Unii Europejskiej. Powiat opolski chce złożyć wniosek i ubiegać się o milion euro, które pozwolą nałęczowskiej ciuchci rozwinąć skrzydła.