W domu lepiej nie zdejmować kurtek, bo zimno jak diabli. Żeby napoić bydło, wodę trzeba topić w parnikach. Takie warunki, w sześć dni po wichurach i śnieżycach, wciąż panują w kilkunastu miejscowościach w okolicach Włodawy.
Niewiele lepiej jest w sąsiedniej miejscowości Żłobek. – Dopiero we wtorek pojawił się u nas prąd, ale to dlatego że energetycy przywieźli agregat, który zasilił wieś – mówi Marta Kozdra. – W nocy jest jednak wyłączany, więc nadal siedzimy przy świecach. Radzimy sobie, jak możemy.
W Żłobku mieszka 30 rodzin. Najgorzej mają ci, którzy ogrzewają domy centralnym piecem z pompami wodnymi. – Ogrzewanie nadal nie działa tak jak trzeba, bo w nocy prądu nie mamy – mówi Ewa Fajks. – Problem jest też z wodą. Bydło trzeba poić, a nasza studnia głębinowa jest nieczynna. Nosiliśmy wiadrami od sąsiadów, ale w końcu i u nich wody zabrakło. Teraz palimy w parniku i topimy śnieg. Innego wyjścia nie ma.
Przy usuwaniu awarii w powiecie włodawskim pracuje na okrągło 13 brygad Rejonowego Zakładu Energetycznego z Włodawy wzmocnionych przez kolegów z Krasnegostawu, Hrubieszowa i Biłgoraja.
– Robimy, co możemy – twierdzi Tadeusz Kontek, dyrektor RZE we Włodawie. – W ciągu ostatnich 10 lat nie mieliśmy tylu awarii jednocześnie. Najważniejsze uszkodzenia usuniemy do końca tygodnia. Dopiero wtedy ekipy ruszą do indywidualnych odbiorców prądu. Ludzie dzwonią, denerwują się. Mogliby nam pomóc, chociażby w odśnieżeniu dróg dojazdowych do ich posesji.
Do usuwania awarii skierowano łącznie 30 energetyków. Dotychczas stwierdzono łącznie ponad 70 uszkodzonych słupów linii średniego napięcia. Kilkaset powalonych drzew i połamanych gałęzi uszkodziło też linie niskiego napięcia.