Podniosłam głowę i zobaczyłam wycelowany we mnie pistolet – opowiada farmaceutka z apteki przy Drodze Męczenników Majdanka w Lublinie. Od piątku bandyty szuka policja.
Była już 18.40. Apteka miała zostać niedługo zamknięta. Sprzedawczyni zajęła się wypisywaniem raportu dziennego. W aptece był również jej mąż. Miał się zająć wyniesieniem śmieci, a potem zabrać żonę do domu. Mężczyzna stał za regałem, więc bandyta go nie widział.
Wszedł do apteki tak cicho, że sprzedawczyni nawet tego nie usłyszała. Gdy podniosła wzrok zobaczyła wycelowaną w siebie lufę pistoletu. Przed nią stał wysoki mężczyzna z naciągniętym na głowę kapturem i twarzą schowaną za szalikiem.
– Widziałam tylko jego nos i oczy. Krzyknął "dawaj pieniądze” – opowiada kobieta. Cofnęła się o krok i zawołała do męża: Jurek napad!
Mąż natychmiast wybiegł przed ladę. Zdążył tylko coś krzyknąć do rabusia, który na jego widok szybko uciekł. Nic nie zabrał. Pobiegł w dół ul. Męczenników Majdanka.
Policja przyjechała szybko, ale po rabusiu nie było już śladu. Patrole przeczesywały okolice. Kryminalni zabezpieczali ślady wewnątrz apteki. – Wszystko trwało może 2-3 minuty, ale do dzisiaj nie mogę o tym spokojnie rozmawiać – dodaje farmaceutka.
Policja szuka młodego, wysokiego mężczyzny. W piątek wieczorem ubrany był w ciemnozieloną kurtkę z kapturem, na twarz naciągnął ciemny szalik.
– Wszystkie osoby, które 7 grudnia w okolicach Drogi Męczenników Majdanka widziały mężczyznę odpowiadającego rysopisowi, bądź mają informację na temat sprawcy, prosimy o kontakt z policją – apeluje Renata Laszczka-Rusek, z KWP w Lublinie. – Zapewniamy pełną anonimowość – dodaje.