Dwie młode kobiety zostały zaatakowane przez bandytów w centrum Lublina. Nikt im nie pomógł. Straciły torebki. Dzień wcześniej podobny horror przeżył osiemnastolatek.
Napastnik trzymał w ręku drewnianą pałkę. - Myślałam, że się odczepią - opowiada Beata, tegoroczna maturzystka. - Ale ten chłopak nagle mnie popchnął. Upadłam. Chciał mi wyrwać torebkę. W tym samym czasie moja koleżanka szarpała się z jedną z jego kompanek. Oberwała pałką w głowę. Chłopak zabrał jej torebkę i wszyscy uciekli do parku.
Nikt nie kwapił się, żeby pomóc napadniętym. Beata sama zadzwoniła na policję. Radiowóz przyjechał po czterech, pięciu minutach. Sprawców nie znaleźli.
- Na przystanku było mnóstwo mężczyzn. Błagałam o pomoc. Krzyczałyśmy. Żaden się nawet nie odwrócił - dodaje Beata.
- Niestety, bardzo często spotykamy się z taką reakcją ludzi - mówi Agnieszka Pawlak z Komendy Miejskiej Policji. - Wystarczyło przecież tylko wykręcić numer 997.
Dlaczego nikt nie zareagował? - Ze strachu i obawy przed odwetem napastnika - mówi Iwona Giszczak-Koczberska, psycholog z lubelskiego Centrum Pomocy Psychologicznej i Psychoterapii. - Nie ulega wątpliwości, że nasze warunki społeczne w jakiś sposób kreują przestępców. Wiedzą, że policja i wymiar sprawiedliwości są mało skuteczne.
Podobną historię przeżył w piątek ok. godz. 14 osiemnastoletni mężczyzna, który został zaatakowany pod Chatką Żaka przez nieznanego mężczyznę. Sprawca zabrał mu plecak. Uciekał w stronę biblioteki. Napadnięty gonił za nim i wzywał pomocy. Mimo że o tej porze wiele osób widziało uciekającego, nikt nie zareagował.