Niezwykły i nienaturalny był widok pudlopodobnego pieska, dziwacznie ostrzyżonego, ale pewnie zgodnie z pudlopodobnym kanonem piękności, stojącego na krześle przez kilka minut absolutnie bez ruchu i poddającego się czynnościom upiększającym. A pewna pani miała identyczną grzywkę, jak jej sznaucerkopodobne zwierzątko.
Ale był element uczłowieczający tę rodzinę rasowych psów: oto na fotografii, dwa nowofunlandy, nic sobie nie robiące z etykiety czasu i miejsca, a mające sobie do powiedzenia parę słów, zrobiły to nie opuszczając lokalu.
Po powrocie do domu powiedzieliśmy naszej, obwąchującej nas Melbie, kundelce, że pewnie głupio by się czuła w tym arystokratycznym towarzystwie, ale i tak jest najkochańsza i najpiękniejsza.
Fot. Mirosław Pietraś