Wbrew zapowiedziom Grzegorz Kurczuk nie podjął jeszcze decyzji, kiedy zrezygnuje z funkcji przewodniczącego SLD. Ostatecznie zrobi to za tydzień, podczas konwencji partii, która odbędzie się w Lublinie
O rezygnacji Kurczuka z funkcji przewodniczącego w lubelskiej siedzibie Sojuszu Lewicy Demokratycznej, która mieści się przy ulicy Beliniaków, mówi się już od dość dawna. „Na poważnie” taki scenariusz był brany pod uwagę podczas ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych. Po zmianie ekipy rządzącej Kurczuk miał bowiem objąć fotel ministra sprawiedliwości. Sprawa jednak upadła, bo niespodziewanie nowy szef rządu, Leszek Miller, postawił na Barbarę Piwnik, sędzię cieszącą się ogromną popularnością, która miała stanowić przeciwwagę dla byłego ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego. Ponad miesiąc temu sytuacja zmieniła się radykalnie. Premier Miller wrócił do starej koncepcji. Odwołał Piwnik i na jej miejsce powołał Kurczuka.
– Szef rządu w żaden sposób na mnie nie naciska. To wyłącznie moja sprawa – argumentował Kurczuk, tłumacząc dlaczego zaczął się ponownie zastanawiać nad opuszczeniem fotela szefa lubelskiej lewicy. – Odkąd zostałem ministrem, doba zrobiła się wyjątkowo krótka. Mam po prostu coraz mniej czasu. Zaczynam mieć problemy z godzeniem wszystkich obowiązków
Ostatecznie podjął decyzję: odchodzę. Kiedy? No właśnie. Pod uwagę brane są dwa terminy: za tydzień albo po wyborach samorządowych. – Dlaczego się zastanawia? Boi się, że jeżeli odejdzie teraz, to w SLD rozpocznie się bój o schedę po nim – mówią na Beliniaków. Tego obawia się także sam przewodniczący: – Taki scenariusz nie byłby pożądany, zwłaszcza w przededniu wyborów samorządowych – tłumaczył nam tydzień temu. Tymczasem w SLD już jest gorąco. Od kilku tygodni trwa układanie list wyborczych, co momentami odbywa się w bardzo burzliwej atmosferze.
Kto ma szansę zostać następcą Kurczuka? Na tzw. giełdzie wymienianych jest wiele kandydatur. Do najpoważniejszych zalicza się kandydaturę m.in. Marka Tęczy, przewodniczącego Sejmiku Województwa Lubelskiego; Mirosława Złomańca, wiceprzewodniczącego Zarządu Województwa; Jana Byry, posła SLD i Krzysztofa Szydłowskiego, senatora SLD.
Izabella Sierakowska, pierwsza dama lokalnej lewicy, nie jest brana po uwagę. – Odizolowała się od spraw partii. Od jakiegoś czasu żyje swoim życiem. Najdobitniejszym tego przykładem jest to, że wyprowadziła się z siedziby przy Beliniaków – tłumaczą koledzy Sierakowskiej.
Nowy szef SLD będzie miał kim rządzić. Obecnie na Lubelszczyźnie sojusz liczy około 10 tysięcy członków. Jego władze zapewniają jednocześnie, że oprócz kilkunastoosobowej grupy z Radecznicy, która przeszła do Samoobrony, nie ma odpływu członków pod sztandary Andrzeja Leppera.