Lubelscy inspektorzy biorą się za sprawdzanie stanu zabezpieczeń na dachach Lublina. Skontrolują też firmy montujące anteny. A wszystko po tym, jak w zeszłym tygodniu z dachu na Starym Mieście spadł młody mężczyzna, który chciał zamontować antenę satelitarną.
- Wszedł na górę. Nagle oderwała się ława kominiarska, czyli kładka służąca do poruszania się po dachu - opowiada Goldman. - Mężczyzna spadł na chodnik. Zginął na miejscu.
Sprawą zajęła się prokuratura, która wyjaśnia przyczyny tragedii. Oddzielne śledztwo prowadzi też Inspektorat Pracy w Lublinie. - Musimy ustalić, dlaczego oderwała się ława z niedawno remontowanego dachu. Bo pokrycie tej kamienicy było naprawiane zaledwie pięć lat temu - tłumaczy Goldman.
- Nie czujemy się winni - mówi Artur Cichoń, rzecznik Zarządu Nieruchomości Komunalnych, który administruje budynkiem. - Mężczyzna nie miał żadnej zgody na wejście na ten dach. Nie miał też żadnych zabezpieczeń. Ani uprawnień do montowania anten na takich wysokościach.
- Ale przecież to mogło spotkać każdego, kto by wszedł na ten dach - odpowiada Goldman. - Żeby zapobiec podobnym tragediom, zleciliśmy ZNK kontrolę zabezpieczeń na wszystkich administrowanych przez nich dachach. O raporty na temat stanu dachów poprosiliśmy też innych zarządców. Zapytamy też kominiarzy, którzy przecież najlepiej znają stan lubelskich dachów. Wskażą nam miejsca, w których zabezpieczenia są najbardziej niebezpieczne.
Kontrolą zostaną również objęte firmy zajmujące się montażem anten na dachach. - Sklep, którego pracownik zginął tydzień temu, nie ma ani jednego pracownika z odpowiednimi uprawnieniami. Nie ma też umowy z żadną firmą, która profesjonalnie zajmuje się pracami na wysokościach - wyjaśnia Goldman. - Podobnie jest w dwóch innych firmach, które już skontrolowaliśmy. Ich pracownicy montują anteny na dużych wysokościach, chociaż nie mają do tego prawa. •