Początek jest prosty. Pomysł i błyskawiczna wymiana korespondencji, w której Londyn potwierdza zainteresowanie sprawą. W końcu przychodzi oczekiwana chwila
i pada rekord. Kompletna dokumentacja trafia do Anglii. I zaczynają się schody…
Dzieci ze świetlicy środowiskowej "Budzik” w Łęcznej, które 1 czerwca 2000 roku utworzyły 5173-metrowy wąż z 65 tys. rurek od papieru toaletowego, do dziś nie doczekały się potwierdzenia rekordu z Londynu. - Przesłaliśmy zgłoszenie zgodnie z wytycznymi Księgi Guinnessa. Wciąż czekamy na certyfikat i wpis do Księgi rekordów. Przez pierwszy rok ciągle wysyłaliśmy maile do Londynu. W końcu odpuściliśmy sobie - mówi Monika Łabęcka-Szymanek, ówczesna kierowniczka świetlicy.
W Krasnymstawie we wrześniu ub. roku powstał najdłuższy warkocz chmielowy. Też nie doczekał się żadnej odpowiedzi z Londynu. - Jest mi przykro, że rekord nie jest zatwierdzony. Może kategoria nie była dla Guinnessa ciekawa, ale jakaś zwrotna informacja z wyjaśnieniem, dlaczego nas nie wpisali, powinna chyba przyjść - mówi Andrzej Leńczuk, dyrektor Krasnostawskiego Domu Kultury.
W Krasnymstawie mieli więcej szczęścia z największą na świecie piramidą z 308945 kapsli od butelek po piwie, zbudowaną w 2000 roku przez maturzystów z Zespołu Szkół Rolniczych. W ekspresowym jak na Guinnessa tempie, bo już po upływie 6 miesięcy, doczekała się wpisu. Do cierpliwości wydaje się przekonywać najstarszy w regionie rekord bity w Zamościu w 1994 roku. Obraz o powierzchni 18 730 mkw. malowany pędzlami, wałkami i ciałami aktorów Teatru Performer na Rynku Wielkim, przyległych ulicach, podwórkach i placach wpisano do Księgi rekordów Guinnessa po… trzech latach.
Dlaczego trzeba tak długo czekać na wpis do księgi? Londyn rejestruje wszystkie próby bicia rekordów. Zgłoszeń jest ok. 60 tys. rocznie. Wydawnictwo zasypywane wnioskami w rocznej edycji publikuje 2800 rekordów, czyli zaledwie ok. 5 proc. kandydatur.
- Nie każdy ma szansę na wpis. Londyn może nie przyjąć rekordu, bo nie jest dla niego interesujący. A jeśli wyczyn zostanie uznany, wnioskodawca otrzymuje certyfikat. To jeszcze nie oznacza, że rekord ukaże się w książce, tylko że osoba jest rekordzistą w danej kategorii - mówi Jerzy Pustelnik, dyrektor wydawnictwa Panteon we Wrocławiu, polskiego wydawcy Księgi rekordów Guinnessa.
Wydawca czasami interweniuje w Londynie - i jak zapewnia - w co drugim przypadku udaje się przyspieszyć otrzymanie certyfikatu.