Rozmowa z Jackiem Brzuszkiewiczem z lubelskiego oddziału „Gazety Wyborczej”, który razem z Wojciechem Czuchnowskim i Judytą Watołą za cykl artykułów „Zdemaskowani”, „Respiratory od handlarza bronią”, „Lewe respiratory pod osłoną służb” otrzymał nagrodę Grand Press za dziennikarstwo śledcze.
• Przede wszystkim: gratulujemy! Jakie to uczucie otrzymać największe wyróżnienie dziennikarskie w Polsce?
– Nie ukrywam, że bardzo przyjemne zwłaszcza gdy otrzymuje się je w kategorii dziennikarstwo śledcze będące solą naszego zawodu. Niektórzy uważają, że to w dzisiejszych czasach dziedzina nieco już zapomniana, ale ta nagroda - z całym jej splendorem - świadczy, że wcale tak nie jest.
• Pisząc z Lublina łatwo przebić się do rubryk ogólnopolskich?
– Absolutnie nie powinniśmy mieć żadnych kompleksów wynikających z położenia geograficznego. W przypadku nagrodzonego tekstu najważniejszy okazał się jednak informator. To on pomógł ustalić, że osoba oferująca do sprzedaży respiratory, w latach 90. ubiegłego wieku zajmowała się handlem bronią łamiąc sankcje ONZ. Ciekawa okazała się też jego przeszłość z lat 70. i 80., kiedy wspomniany biznesmen z Lublina został zwerbowany przez służby i donosił na dyrektora WSK Świdnik, który postawił się komunistycznym władzom. Cała historia z respiratorami obnażyła jakość służb, w ogóle jakość państwa za rządów PiS.
• Zmienia się technologia, a warsztat pracy dziennikarza śledczego pozostaje bez zmian?
– Coraz popularniejsze jest dziennikarstwo zdjęciowe, dziennikarstwo wykonywane na skróty, w stylu kopiuj-wklej. Jednak stare metody dziennikarstwa śledczego wciąż są i będą niezmienne. Liczy się rozmowa z ludźmi, dotarcie do źródła.
• Tekst nagrodzony Grand Press jest twoim najważniejszym?
– Nie. Najważniejszy był tekst sprzed kilku lat. Opisałem wtedy przedsiębiorców z Puław, którzy wykorzystali młodą dziewczynę, działaczkę PSL. Potem przez wiele miesięcy ją szantażowali ujawnieniem zdjęć i nagrań wideo, bo młoda kobieta obawiała się o swoją świetnie zapowiadającą się karierę. W końcu poszła na policję i została świadkiem koronnym. Jednak policja jej nie ochroniła. Dziewczyna zmarła w niewyjaśnionych do końca okolicznościach w mieszkaniu, gdzie miała być chroniona. Wspomniani biznesmeni to w przeszłości pospolici przestępcy, którzy jeszcze w latach 90. zeszłego wieku wymyślili metodę oszustwa towarzystw ubezpieczeniowych na tzw. stłuczkę. Ich proces sądowy za wykorzystywanie działaczki PSL wciąż trwa. Także dlatego, że po opuszczeniu aresztów w podejrzanych okolicznościach wyjechali z kraju.