Nie musisz być w niczym dobry, możesz być przeciętny – to według Instytutu Spraw Publicznych główne przesłanie nowej matury. W przyszłym roku będą ją zdawać tegoroczni uczniowie drugich klas liceów ogólnokształcących i profilowanych.
Według nich zreformowana matura miała zlikwidować ściąganie, kumoterstwo i korupcyjne korepetycje. Dzięki podniesieniu wymagań miała zastąpić egzaminy wstępne na studia. Tymczasem zdaniem środowisk akademickich nowa matura nie odpowiada tym wymaganiom. Uczelnie państwowe uznają co prawda jej wyniki w przyszłorocznej rekrutacji, ale wprowadzą dodatkowe kryteria przyjęć
na najbardziej oblegane kierunki.
– Każdy uczeń obowiązkowo ma zdawać ustnie i pisemnie język polski, język obcy i przedmiot wybrany spośród fizyki, biologii, chemii i geografii – mówi Renata Janicka, ekspert Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej. – Jednak dopiero przy wejściu na salę egzaminacyjną określi, czy zdaje je na poziomie podstawowym czy rozszerzonym. Z listy dodatkowej może również wybrać trzy przedmioty, wymagane przy
rekrutacji na wybrany kierunek studiów.
Według ekspertów przesunięcie terminu
decyzji na czas egzaminu jest nie do przyjęcia. Przyniesie gigantyczne marnotrawstwo
pieniędzy na druk testów i wynajęcie egzaminatorów, którzy okażą się zbędni. Do końca nie będzie wiadomo, ilu uczniów wybierze
egzamin na poziomie rozszerzonym.
Przyszłoroczni abiturienci powinni podjąć
decyzję już teraz. Także dlatego, aby dobrze się przygotować.
Nową maturę w 2002 roku oblało 10 proc. zdających. I to było jedną z przyczyn zawieszenia jej wprowadzenia i obniżenia wymagań, z rezygnacją z obowiązkowego egzaminu z matematyki na czele. – Nasza szkoła już w 2001 roku była gotowa do wprowadzenia nowego egzaminu dojrzałości – mówi Zbigniew Jakuszko, dyrektor V LO w Lublinie. – Idea była słuszna, ale zdewaluowała się przy zmianach wprowadzanych przez kolejne rządy. I nie wiadomo, jakie zmiany jeszcze nas czekają.