Muzeum Osiedli Mieszkaniowych w Lublinie podsumowało dwa lata działalności. Gościem honorowym był syn Zofii i Oskara Hansenów, projektantów osiedla im. Słowackiego.
- Zobaczycie, co do muzeum przynieśli nasi i Wasi sąsiedzi, posłuchacie retro-opowieści o pierwszych mieszkaniach, próbach ich zdobycia i urządzenia. Sprawdźcie, co robiliśmy przez ostatnie dwa lata w Lublinie, Berlinie i Zamościu – zapraszali twórcy i sympatycy Muzeum Osiedli Mieszkaniowych, placówki, która działa w Lublinie w jednym z pawilonów na targu przy ul.Wileńskiej 21.
Dla pewności organizatorzy piątkowego spotkania podawali swoją nieoczywistą i intrygującą lokalizację: jesteśmy na pięterku vis a vis drzwi do stołówki Baru Chochlik, wchodzi się do nas przez zakład krawiecki i sklep fryzjerski Magnolia.
Sądząc po tłoku jaki panował na spotkaniu, nie było kłopotu ze znalezieniem najmłodszej placówki muzealnej w Lublinie.
Jej założeniem było pokazanie osiedla i spółdzielni jako idei - po szczegóły i najdrobniejsze elementy pokazujące realizację. Każdy mógł przyjść i przynieść do MOM swoją opowieść związaną z osiedlem lub coś na ekspozycję. Dlatego w piątkowy wieczór spotkali się seniorzy, na których wspomnieniach i przedmiotach "wybudowano" muzeum oraz młodzi mieszkańcy i twórcy MOM. W tle przemów i podziękowań słychać było muzykę z trzeszczącej płyty długogrającej i stuk maszyny do pisania, która fascynowała dzieci.
- Miałem kilkanaście lat, jak przyjeżdżałem do Lublina. Osiedle dopiero się budowało. Tak, to był czas furmanek i błota, bo były to przyjazdy nadzorowe. Głównie z ojcem, bo mama strasznie się denerwowała. Wiadomo jakie wówczas było wykonawstwo a jeszcze materiały... To było źródło frustracji. Rodzice bardzo mało projektów zrealizowali. Dla ojca LSM był najważniejszym osiedlem w jego życiu. Było częściowym krokiem ku pewnym ideom. Tu jest dużo bardzo dobrych rzeczy. Niektóre ludzie zaczęli doceniać dopiero teraz. Taka prosta rzecz, jak odległość 80 metrów od okna do okna. Proszę teraz znaleźć, przy takim zagęszczeniu bloków na osiedlach, takie odległości. Ale wówczas były inne wymagania urbanistyczne. Wówczas budowało się osiedla na 7 tysięcy osób, więc musiała być określona ilość sklepów, przedszkoli, szkół. Teraz deweloper ma to głęboko w nosie, prawda? – mówi Igor Bogdan Hansen, który był w MOM gościem szczególnym.
Paulina Paga, inicjatorka powstania muzeum oraz współpracujący z nią Michał Fronk i Marcin Semeniuk tworząc placówkę korzystali z wiedzy i archiwów syna Zofii i Oskara Hansenów.
- Dwa, trzy razy w tygodniu mam zapytania, bo ktoś pisze doktorat, ktoś robi wystawę czy przygotowuje publikację. Jeśli mam zarchiwizowane to, o co prosi, wysyłam mu adres. Jeśli nie, daną rzecz przesuwam na wierzch sterty. Od czterech lat porządkuję i archiwizuję wszystko, co rodzice robili. Prowadzę stronę internetową, jest tam gdzieś około pół miliona negatywów i innych rzeczy. Myślę, że jestem już za połową – szacuje syn architektów i dodaje, że ludzie robią listę rzeczy, które chcą zrealizować zanim znikną z tego świata. - Ja też taką zrobiłem. Ona nie może być długa, więc moja ma trzy punkty ale jest ambitna. Na miejscu drugim jest to archiwum.
Pytany o dwa pozostałe tłumaczy, że na ostatnim jest rzecz najbliższa sercu, na którą ma najmniej czasu. To dokończenie budowy łódki, na której Igor Hansen chce się wynieść na stałe na Morze Śródziemne. A na pierwszym - projekt charytatywny związany ze szkoleniami i komputeryzacją, bo potomek znanych architektów jest informatykiem a jego firma między innymi tworzy oprogramowania i doradza w zakresie technologii informatycznych.
W czasie gdy w jednym pomieszczeniu MOM można było posłuchać o Zofii i Oskarze Hansenach i ich poglądach na architekturę w sąsiednim testowano premierowo grę. Powstała na potrzeby muzeum, łączy pomysł Monopolu i realne mechanizmy miejskie. Nad planszą na której pojawiają się budynki pochyla się przynajmniej trójka graczy. W piątek były to trzy dwuosobowe drużyny: Mieszkańcy, Miejscy urzędnicy i Deweloperzy. Gdy uczestnicy wieczoru powoli się rozchodzili gracze byli na etapie negocjacji domu kultury a na środku planszy dominował przeforsowany przed Deweloperów ogromny wieżowiec. Z ogrodem na dachu.