Lekarze rodzinni są zbulwersowani zachowaniem dyrekcji oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia w Lublinie. Skarżą się, że w przededniu podpisywania kontraktów na przyszły rok, ignoruje się ich i wyrzuca za drzwi.
Dlatego lekarze wprost z NFZ przyszyli do redakcji. – Byliśmy umówieni – mówią. – Datę i termin wyznaczyła parę dni temu dyrektor funduszu Elżbieta Fałdyga. Nie dość, że pani dyrektor nie przyszła, to z sali, w której czekaliśmy, wyrzucił nas Tomasz Kwiatkowski, jej zastępca. To chyba NFZ jest dla pacjentów i lekarzy, a nie odwrotnie? Potraktowano nas po chamsku.
Dodają, że kilka dni temu, kiedy byli na pierwszym spotkaniu w NFZ wcale nie było lepiej.– Fundusz twierdził, że nie ma o czym rozmawiać, bo nowa ustawa zdrowotna wyłącza podstawową opiekę zdrowotną z konkursu ofert i negocjacji. Że musimy tylko złożyć specjalne wnioski i czekać na umowy, a jak się nam nie podoba to do widzenia – mówi Sławomir Jankowski, radca prawny LZLRP.
Według lekarzy prawo nakazuje funduszowi z nimi negocjować. – Usłyszeliśmy tylko, że pieniądze, jakie dostaniemy będą na poziomie tegorocznych – mówią. – A przecież oficjalne komunikaty samego funduszu zdrowia mówią o 3,6- procentowym wzroście nakładów na leczenie w przyszłym roku. Także na lekarzy rodzinnych.
Co na to NFZ? – Na pierwszym spotkaniu poinformowaliśmy lekarzy o wszystkim – mówi Tomasz Kwiatkowski, zastępca dyrektora ds. medycznych w lubelskim NFZ. – Wtedy zażądali szczegółowych danych demograficznych. Obiecaliśmy je przygotować i przekazaliśmy lekarzom właśnie wczoraj. A oni się obrazili, że nie przyszła dyrektor Fałdyga. Chcemy negocjować o finansach, ale lekarze muszą złożyć wnioski o zawarcie umów. Dopiero wtedy zaprosimy ich do rozmów.