Dwuletni Jaś Karwowski z Krępca k. Lublina, u którego zdiagnozowano złośliwy nowotwór oka, wraca do zdrowia. Chłopiec był leczony w nowojorskiej klinice dr. Davida Abramsona, a obecnie jeździ na kontrole do Włoch. Według lekarzy szanse na nawrót choroby są niewielkie.
– Jaś normalnie się bawi, biega. Nie widać, żeby jego stan się pogarszał – cieszy się Ewelina Karwowska, mama chłopca. – Decyzja o wyjeździe do Stanów była więc najlepszą, jaką mogliśmy podjąć. Mimo że polscy lekarze nam to odradzali – dodaje.
Klinikę we Włoszech polecili Karwowskim lekarze z Nowego Jorku. – Dwa tygodnie temu byliśmy tam na kontroli, kolejną mamy wyznaczoną na październik. Według lekarzy guz wraz ze wzrostem gałki ocznej powinien się wchłaniać. Jaś jest na razie za mały żeby stwierdzić w jakim stopniu jego wzrok jest ograniczony – mówi pani Ewelina.
Przed wyjazdem do USA Jaś był pod opieką lekarzy z warszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka. Nie dawali oni rodzicom nadziei na to, że chłopiec będzie widział. Państwo Karwowscy postanowili jednak walczyć. Nadzieję dawała terapia w klinice dr. Abramsona.
– Jesteśmy w kontakcie z rodzinami dzieci, które były leczone w USA i wiemy, że to się udaje. Mamy przynajmniej dwa takie przykłady. Stan Kuby i Adasia był gorszy niż naszego syna, bo obaj mieli usunięte jedno oko – opowiadał nam wówczas Krzysztof Karwowski, tata Jasia.
Chemioterapia dotętnicza w nowojorskiej klinice ma blisko stuprocentową skuteczność, ale jest bardzo droga. W dodatku po pierwszych badaniach za oceanem okazało się, że Jaś ma w oku dwa guzy. Musiał więc dostać większą dawkę leku - cztery serie chemioterapii oraz zabiegi laserowe.
Leczenie w USA kosztowało pół miliona złotych. Pieniądze zbierały trzy fundacje („Ludzie serca”, „Kawałek Nieba”, „Oswoić los”), organizowano liczne imprezy charytatywne, prowadzono zbiórki uliczne. Profil chłopca na Facebooku polubiło ponad 20 tys. osób, a pieniądze na leczenie chłopca wpłacali ludzie z całej Polski.
– Jesteśmy wdzięczni wszystkim, którzy zaangażowali się w pomoc dla Jasia. Bez was nigdy by się to nie udało – dziękuje pani Ewelina.