Do Wigilii zostały trzy tygodnie. Karpie już czekają w magazynach, czyli specjalnie wydzielonych, małych stawach. Jest ich jednak mniej o około jedną trzecią niż przed rokiem. Zimne lato nie sprzyjało produkcji ryb.
– Mam nadzieję, że staropolska tradycja nie zaginie i każda gospodyni zadba o to, aby w portfelu każdego domownika znalazła się po wigilii łuska karpia – mówi Maria Filipek, prezes gospodarstwa w Samoklęskach. – Zawsze przecież wierzono, że zapewnia to przypływ pieniędzy. A warto przypomnieć nawet przed świętami, że obiad z karpia nawet najbardziej zabiegana gospodyni może zrobić w niespełna godzinę.
Tymczasem w tym roku, z powodu chłodnego lata, będzie o jedną trzecią mniej karpi niż w roku ubiegłym. Jednak co trzecia ryba pochodzi ze stawów Lubelszczyny, która jest krajowym potentatem w hodowli. Samo Gospodarstwo Rybackie w Kocku zajmuje 950 ha ogroblowanej powierzchni stawów.
– Nasza hodowla prowadzona jest na ekologicznie czystych terenach – podkreśla Marian Rapacewicz, prezes Związku Producentów Ryb.
Z unijnych funduszy na restrukturyzację rybołówstwa korzystają, wbrew pozorom, nie tylko rybacy z terenów nadmorskich. I jakkolwiek lubelscy hodowcy podkreślają, że przejście przez procedurę ubiegania się o unijną pomoc jest prawdziwa drogą przez mękę, to jednak robią to z powodzeniem. Niektórzy już otrzymali wsparcie. Na razie jednak największym problemem jest przedświąteczna sprzedaż. Prawdopodobnie utrzymają się ceny ubiegłoroczne, co tylko dla klientów jest dobrą wiadomością.