W kilku polskich miastach odbyły się manifestacje w ramach Ogólnopolskiego Protestu Studentów i Studentek. Na pl. Teatralnym w Lublinie pikietowało kilkadziesiąt osób.
Frekwencja była dużo niższa, niż spodziewali się organizatorzy, którzy oczekiwali przybycia ok. 250 uczestników. – Nie mogliśmy poprosić o poparcie władz wydziałowych, czy samorządów studenckich o poparcie. Nie mogliśmy też reklamować się na terenie uniwersytetów, więc informacje o proteście nie mogły trafić do naszej grupy docelowej. Nie jesteśmy przez nikogo sponsorowani i nie stać nas na tysiące plakatów – tłumaczył Kamil Zieliński, koordynator manifestacji.
Studenci pikietowali przeciwko działaniom rządu, związanym nie tylko ze szkolnictwem wyższym. Niektórzy z nich mieli ze sobą transparenty z napisami: „Cicho już byliśmy”, „Mamy mózgi, decydujemy za siebie”, czy „Nasze państwo to nie wasz folwark”.
- Przyszłam tu spontanicznie z koleżanką. Nie zgadzam się z wieloma postulatami rządu, na przykład z ograniczeniem opieki okołoporodowej, jestem też przeciwna wtrącaniu się do osobistych spraw obywateli – mówiła Weronika, studentka UMCS.
- Nie podważam mandatu rządu i prezydenta, ale nie podoba mi się styl i sposób pełnienia władzy. Mam zastrzeżenia chociażby do pomysłu wprowadzenia dwukadencyjności w samorządach. To ogranicza prawa obywateli do decydowania o swoim otoczeniu – powiedział Jakub, student KUL.
Uczestnikom protestu rozdawano ulotki z zaproszeniem na… otwarcie honorowego konsulatu San Escobar w Lublinie, co było nawiązaniem do niedawnej wpadki ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego. Wskazany adres prowadził do siedziby Komitetu Obrony Demokracji. – To nasz happening. Chcemy w ten sposób zachęcić młodzież, żeby przyszła do nas i włączyła się w nasze działania, bo w naszych szeregach mamy deficyt ludzi młodych – wyjaśniał Grzegorz Kolek, działacz lubelskiego KOD-u.