Jako jedna z ostatnich wykupiłam w lubelskiej Kurii Metropolitarnej bilet na pociąg. Nie dziwi mnie więc, że zajmuję miejsce
w ostatnim przedziale ostatniego wagonu.
Piotr Tarkowski, kierownik pociągu:
- Mam dowieźć pielgrzymów bezpiecznie. Pracuje 15 lat na kolei, w tym 5 lat na stanowisku kierującego pociągiem. Takie zadanie to bułka z masłem.
Pasażerowie, chociaż dopiero co się poznali, rozprawiają jak starzy, dobrzy znajomi. Barbara Karbowska z Lublina wspomina ostatnie spotkanie z Ojcem Świętym:
- Zawsze jest to ogromne przeżycie - kończy refleksję. Prowadzi księgarnię. Teraz w tej branży gorący okres z podręcznikami, ale przyznaje, że potrzeba wyciszenia, przeżycia duchowego wzięła górę nad interesem.
- Wyciszenie jest tak potrzebne - mówi. - Ludzie nawet sobie nie zdają sprawy, jak bardzo. Na drobiazgach się skupiają i tym się dołują. Zawsze coś jest nie zrobione...
Na korytarzach najwięcej jest młodzieży.
Krzysztof Żak, student czwartego roku prawa UMCS, jedzie na trzecie spotkanie z Janem Pawłem II.
- Skróciłem wypad nad jezioro, by być na krakowskich Błoniach - mówi. - Taka śliczna pogoda była, jak wracałem z Krasnobrodu. Myślałem, że wyskoczę z samochodu do wody...
Dlaczego zatem nie jest nad wodą?
- Spotkanie z Ojcem Świętym jest wyjątkowe - kontynuuje. - Nie trzeba jechać do Rzymu.
Zbliża się druga w nocy. Jarosław Kamiński, bankowiec, dwa lata temu ukończył studia, w jego oczach widać ożywienie.
- Nie przypominam sobie, żebym kiedyś spał w pociągu - zwierza się. - Trudy pielgrzymowania to nic takiego. Idę o zakład, że niejeden z młodych nie dałby rady przeżyć jednego dnia tak intensywnie, jak Ojciec Święty.
- Rzeczywiście - podchwytuje Krzysztof. - Czytałem harmonogram Jego zajęć. Byłem zaskoczony; nie do pozazdroszczenia: spacer, posiłek - wszystko wiąże się z obowiązkiem.
Pociąg spokojnie sunie po szynach. Przy oknie, w półcieniu, palce przesuwające paciorki różańca. Słyszę, jak ludzie wspólnie odmawiają koronkę do Miłosierdzia Bożego. W mijanym przedziale cichnie pieśń o Czarnej Madonnie, po chwili kobieta intonuje Barkę. Obok niej siedzi dwóch chłopców - 12-letni Mateusz i o dwa i pół roku młodszy od niego Bartek. Młodszy z braci w rytm melodii macha nogami. Jest to dla nich duże przeżycie: jadą po raz pierwszy na spotkanie z papieżem, w środku nocy nie śpią - jak w noc Bożego Narodzenia. I …po raz pierwszy w życiu jadą pociągiem…
Zagaduję starszego,
co wie o Ojcu Świętym.
- Pochodzi z Wadowic, nazywa się Karol Wojtyła, urodził się 18 maja... - recytuje jednym tchem. Nie może sobie tylko przypomnieć, w którym roku Ojciec Święty się urodził.
• A gdzie mieszka? - pytam.
Brat okazuje się szybszy:
- W Rzymie!
Ojciec chłopców, Marek Marczuk, przedsiębiorca z Lublina, przysłuchuje się naszej rozmowie.
- Zostaje jeszcze wiele do nauczenia - stwierdza.
Ja jednak jestem pod wrażeniem. Zastanawiam się, czy po latach małe dzieci będą tak dużo wiedzieć o papieżu.
Marczuk pierwszy raz jedzie na spotkanie z Ojcem Świętym. Zabrał synów, by pokazać im papieża - "wzór godny naśladowania”. To jego druga noc bez zmrużenia oka. Ale to, jego zdaniem, nieważne. Nie wie, jak trafić z dworca na Błonia, ale nie martwi się. Pielgrzymi mają żółte czapeczki, chorągiewki, będą znaczyć drogę.
O co pielgrzymi będą się modlić na Błoniach?
Błażej Sakowicz - o lepsze relacje rodzinne.
Małgrzata Brzezicka - o zdrowie dla babci, co robi pyszne pierogi.
Barbara Karbowska - za młodych w rodzinie, by wyrośli na dobrych ludzi.
Kleryk Mariusz Karczmarczyk z Karmanowic k. Wąwolnicy - o błogosławieństwo i wytrwanie w wyborze drogi kapłańskiej.
Krzysztof Żak - o dobrą żonę i ukończenie studiów.
Weronika Zachar z Grodna - o dostanie się na KUL.
Bogusław Nuckowski ze Lwowa - żeby nie było głodu i wojny na świecie.
Aby dojść na Błonia, pątnicy muszą jeszcze pokonać
ok. 8 kilometrów pieszo.
Nadchodzi świt. Do sektorów napływają ludzie. Posiedzą tu sześć godzin i będą czekać na papieża (pierwsi pielgrzymi zajmowali dogodne miejsca w sektorach już w sobotę przed południem). Rozwijają śpiwory, rozkładają krzesełka. Fala napływających ludzi nie ustaje do godziny 9. Gdy sektory są już wypełnione po brzegi nadchodzi oczekiwana chwila - na Błoniach pojawia się papamobile Jana Pawła II. Gromki okrzyk "Niech żyje!” uderza w niebo. Powietrze drga radośnie przez 5 minut, aż papież wjeżdża za podium ołtarza. Morze rozradowanych twarzy śledzi tylko skrawek oszklonego wozu, ale ta chwila jest tak podniosła, że dla niej i tego jednego pozdrowienia warto było tu przyjechać.
Nasz reportaż mógł się ukazać dzięki życzliwości Anny Sibistowicz, kierownika działu krajowego Dziennika Polskiego z siedzibą w Krakowie przy ul. Wielopole 1. Dziękujemy. (red.)