Mieszkańcy ul. Jaśminowej i Podchorążych odetchnęli z ulgą. Sprzed ich okien wyprowadza się działająca nielegalnie stajnia. To przez nią do pobliskich domów wdzierały się tumany kurzu i stada much.
Skarga trafiła do Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta. I okazało się, że na działce, na której stoi stajnia, nie można niczego budować. Nie pozwala na to plan zagospodarowania terenu, który przewiduje tam tylko naturalną roślinność. Ale właściciele posesji nawet nie starali się o pozwolenie na budowę.
Minęły ponad trzy miesiące, zanim Urząd Miasta skierował sprawę do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. Dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska Marian Stani, zapewniał nas, że pismo do PINB wysłał jeszcze w sierpniu. Wiele razy pytaliśmy go, jaką dostał odpowiedź. - Żadnej - mówił Stani i twierdził, że to nadzór budowlany się ociąga. Ale prawda była inna. Pismo wysłał dopiero na początku listopada, po którymś z rzędu pytaniu od Dziennika.
Mieszkańcy stracili nadzieję. A właściciel zwierząt chciał ominąć lokalne przepisy, zakazujące hodowli koni poza klubami jeździeckimi. Niedługo po publikacji Dziennika zarejestrował się w Wojewódzkim Klubie Jeździeckim. Sami urzędnicy przyznali, że ktoś próbuje "dorobić” historię do tej hodowli.
Przełom nastąpił pod koniec roku. - W przypadku samowoli są dwie możliwości: nakaz rozbiórki albo legalizacja budowli - zapowiedział Stanisław Bicz, szef PINB, gdy akta sprawy trafiły na jego biurko. Legalizacja nie wchodziła w grę ze względu na przeznaczenie tego terenu. Ostatecznie zapadła decyzja o rozbiórce.
Wczoraj zaczęło się sprzątanie wybiegu, robotnicy wywozili wyposażenie. Koni już tam nie ma. - Dziękujemy wam za konsekwencję - mówi jeden z zadowolonych sąsiadów. Ale nadal anonimowo. •