Nie będzie już szynki w promocji za 7 zł, majonezu za złotówkę, ani oleju za 2 zł. Przy zakupie lodówki nie dostaniemy również "gratis” magnetofonu. Nowe przepisy mają pomóc małym sklepom
w walce z supermarketami, ale raczej nie ucieszą klientów.
W niedzielę wchodzi w życie nowelizacja ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Zgodnie z nią sklepy o powierzchni powyżej 400 mkw. nie będą mogły sprzedawać towarów poniżej kosztów produkcji ani bez marży. Wyjątkiem będą wyprzedaże posezonowe (2 razy w roku), koniec terminu ważności produktu lub likwidacja sklepu.
Nowych przepisów obawiają się ludzie z mniej zasobnymi portfelami.
- Jestem emerytką, promocje to dla mnie ogromna korzyść - przyznaje Maria Kozak z Lublina. - Regularnie chodzę po zakupy do hipermarketu. Zawsze taniej kupię margarynę, ser albo herbatę. Teraz z czegoś będę musiała zrezygnować.
W hipermarketach nowe przepisy nie wywołują popłochu.
- Nie sprzedajemy bez marży, a ustawa nie zabrania przecież stosowania np. marży 1-procentowej - wyjaśnia Marcin Bielecki, dyrektor lubelskiego "MediaMarktu”. - Nie będziemy mogli tylko rozprowadzać naszych bonów.
- Ustawa pozwala na sprzedaż promocyjną, jeśli na towar będzie nałożona chociaż minimalna marża - twierdzi Izolda de Saint-Paul, rzecznik "Reala” w Warszawie. My zawsze marżę mieliśmy, bo przecież musimy płacić pensje ośmiu tysiącom naszych pracowników.
Nieoficjalnie wiemy, że niektóre sklepy już szykują się do obejścia ustawy: część sklepu, o powierzchni mniejszej niż 400 mkw. zostanie wydzielona razem z kasą. Tu ustawa nie będzie już obowiązywać.
- O tym rozstrzygnąć ma dopiero sąd - podkreśla Ewa Wiszniowska, dyrektor lubelskiego oddziału Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Obchodzenie nowych przepisów może być jednak niepotrzebne, gdyż... nie są one zgodne z normami Unii Europejskiej. Znowelizowana ustawa będzie znacznie mniej restrykcyjna w sprawie promocji.