Prezydent Lublina zasugerował w poniedziałek, że zatrzymanie Piotra Kowalczyka może być zemstą PiS za jego wcześniejszą woltę z tej partii. Ma też wątpliwości co do tego, czy można mówić o łapówce, skoro kwota z umowy podlega opodatkowaniu.
W poniedziałek złożono zażalenie na areszt dla byłego przewodniczącego Rady Miasta Lublin Piotra Kowalczyka. W jego obronie stanął dziś także prezydent miasta oraz radni jego koalicji. Przedstawiali Kowalczyka jako możliwą ofiarę zemsty ze strony PiS za to, że w 2012 r. opuścił szeregi partii i podjął współpracę z Krzysztofem Żukiem.
Kowalczyk został aresztowany przez zamojski Sąd Rejonowy wraz z trzema innymi przedsiębiorcami, których zatrzymało Centralne Biuro Antykorupcyjne.
– Mężczyźni podjęli się załatwienia pozwolenia na budowę i wymaganych prawem zgód w związku z budową wieżowca przy ul. Zana w zamian za korzyść majątkową w wysokości 1 mln zł – głosił komunikat CBA, które twierdzi, że łapówka była ujęta „w kosztach umowy” między przedsiębiorcami. Ich zatrzymanie to efekt prowokacji CBA, którego agent podszył się pod słowackiego inwestora zainteresowanego budową.
– Czy ktokolwiek z państwa widział tę umowę oraz to, w jaki sposób została w niej wpisana bezprawna korzyść majątkowa? – pytał w poniedziałek prezydent Krzysztof Żuk, który dziwił się, jak można mówić o „niedozwolonej korzyści”, skoro wynagrodzenie wpisane do umowy jest opodatkowane. Sam Kowalczyk jeszcze w piątek stwierdził w oświadczeniu przekazanym przez prawnika, że zobowiązał się w umowie tylko do wykonania „koncepcji architektonicznej, prac projektowych i dokumentacji prawnej”.
Prezydent sugerował w poniedziałek, że cała afera może być zemstą Prawa i Sprawiedliwości na Kowalczyku za to, że siedem lat temu jako miejski radny opuścił szeregi tej partii i podjął współpracę z Żukiem. Z klubu PiS wystąpiło z nim kilku innych radnych, którzy tłumaczyli, że nie chcą pod partyjne dyktando krytykować prezydenta. Dzięki temu Żuk zyskał w radzie stabilną większość, a partia Jarosława Kaczyńskiego na dobre ją przez to straciła.
– Od dnia rezygnacji z członkostwa w PiS Piotr Kowalczyk wielokrotnie słyszał od swoich byłych partyjnych kolegów, że spotka go zemsta. Wiem to, bo wielokrotnie wspominał mi o takich sygnałach, które otrzymywał od różnych osób – przekonywał prezydent. – Dziś chyba wszyscy możemy sobie zadać pytanie, czy te groźby właśnie się spełniły.
W sprawie Kowalczyka prezydent zwołał w poniedziałek specjalną konferencję prasową. Wystąpił na niej razem z radnymi tworzącymi jego obecne zaplecze oraz z posłanką Martą Wcisło, do niedawna radną jego koalicji.
– Piotr Kowalczyk, jak wszyscy wiemy, miał wielu wrogów, szczególnie w PiS. Mówił o tym otwarcie, w kuluarach też o tym mówiono, że czeka go zemsta z tego tytułu, że zrezygnował z PiS – mówiła Wcisło (Koalicja Obywatelska), która kwestionowała też obiektywizm prokuratury i sądu w sprawie byłego przewodniczącego rady. – Został, nie wiadomo z jakiego powodu, przeniesiony z Lublina do Zamościa, gdzie, tak jak wiemy, zarówno kadry prokuratury, jak i sądowe zostały wymienione przez obecną władzę.
Komentarz do twierdzeń o możliwej zemście chcieliśmy w poniedziałek po południu uzyskać od czołowych działaczy PiS w regionie. Bezskutecznie. Jeden z nich powiedział najpierw, że „podejrzewa, że to forma linii obrony”. Później stwierdził, że jednak nie chce udzielać komentarza, bo zostawia go CBA.
Decyzja zamojskiego Sądu Rejonowego o trzymiesięcznym areszcie dla Kowalczyka została już zaskarżona. – Stosowanie tego najsurowszego środka zapobiegawczego jest w naszej ocenie bezcelowe – mówi adwokat Marek Chołdzyński, reprezentujący Kowalczyka. – Ze strony mojego klienta nie ma najmniejszego zagrożenia utrudniania postępowania – dodaje mecenas. Zażalenie ma rozpatrzeć zamojski Sąd Okręgowy. Za Kowalczyka poręczyło ok. 70 osób, w tym prezydent Żuk, radni z jego klubu, posłowie Marta Wcisło i Michał Krawczyk.
Prezydent ufa urzędnikom
Wszystko wskazuje na to, że działania CBA dotyczyły prywatnej działki przy ul. Zana, na której od 1999 r. stoi sklep z dywanami. Zgodnie z planem zagospodarowania uchwalonym w 2007 r. przez Radę Miasta, nieruchomość ta może być wykorzystana pod nową zabudowę. Prezydent przekonuje, że skoro przeznaczenie ziemi określa plan, to wykluczone są manipulacje przy pozwoleniu na budowę. – Nie ma tutaj żadnej swobody, pola do uznaniowości, czy dowolności interpretacji, nie ma zatem także pola do korupcji – stwierdza Żuk. Przypomina, że plan zagospodarowania z 2007 r. był uchwalany także głosami radnych PiS.
Obowiązujący plan nie ustala tutaj maksymalnej dozwolonej wysokości zabudowy, określa tylko minimalną: nie mniej niż 12 m. Jak duży budynek można więc postawić? – Jeżeli jest zapis minimum 12 m, to nie ma wskaźników górnych. Tyle, ile inwestor z innych wskaźników obliczy – odpowiada Elżbieta Łukasik, zastępca dyrektora Wydziału Architektury i Budownictwa w Urzędzie Miasta.
Prezydent pytany o to, czy na wszelki wypadek zleci kontrolę w urzędzie, odpowiada, że kontrola odbywa się na bieżąco. – Ten konkretny przypadek nie daje jakichkolwiek podstaw do braku zaufania do urzędników.