W nocy pod bramę lubelskiego schroniska dla zwierząt ktoś podrzucił dwie drewniane skrzynki zbite ze starych mebli. Napisał na nich markerem: „Pszepraszam nie mam jak utszymać psy!”. Przez kilka godzin pudła ze zwierzętami stały na mrozie. - Taki sposób załatwienia sprawy jest przestępstwem – mówi pracownica schroniska.
Niewielkie skrzynki obwiązane drutem zauważył w piątek pracownik schroniska przy ul. Metalurgicznej, który przyszedł do pracy przed 7 rano. Po przejrzeniu monitoringu okazało się, że ok. godz. 3.25 przywiozło je dwóch mężczyzn. Wystawili pudła przed bramę i odjechali. Z nagrania nie da się odczytać tablic auta czy rozpoznać twarzy mężczyzn. Na skrzynkach napisano „Pszepraszam nie mam jak utszymać psy!” (pisownia oryginalna). Dopiero po otwarciu można było stwierdzić, że w środku są dwa zwierzaki.
- Te młode, roczne lub dwuroczne psy zostały w nich „upakowane”. Zwierzęta są dosyć spore i nie miały możliwości swobodnego poruszania czy nawet wstania – mówi Dorota Okrasa, pracownik Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Lublinie. - Na pewno były przerażone sytuacją. Osoba, która je zostawiła naraziła je na utratę zdrowia - dodaje.
Kundelkami zajęli się lekarze ze schroniska. - Ich stan jest dobry. Poczekamy jednak kilka dni, żeby zobaczyć, czy to wydarzenie nie odbiło się na ich zdrowiu. Takie przypadki też się zdarzają – mówi Okrasa. - Psy są dosyć energiczne i ufne, ale trudno jednoznacznie stwierdzić jak się nimi opiekowano. Prawdopodobnie były trzymane na zewnątrz. Miały grube obroże – dodaje.
Zwierzęta przez dwa tygodnie będą objęte kwarantanną. Zostaną poddane kastracji i sterylizacji. Będą także zaszczepione.
Pracownicy schroniska są oburzeni sytuacją. - Taki sposób załatwienia sprawy jest po prostu przestępstwem. Niestety, znalezienie sprawcy jest bardzo trudne. Jedyna nadzieja w ludziach, którzy rozpoznają psy – mówi Okrasa.
Podobnych przypadków jest sporo. Często zwierzęta są zostawiane w miejscach publicznych. - Zdarzały się już koty w skrzynkach na jabłka. Ktoś porzucił także szczenięta w koszu na bieliznę. Czasami ludzie załączają kartkę licząc, że ktoś je przygarnie – mówi Okrasa. - Nasze schronisko jest już na granicy przepełnienia – dodaje.