Całodobowe dyżury lekarzy weterynarii, w stan gotowości postawieni policjanci, strażacy, pracownicy sanepidu. A na granicy szczegółowe kontrole transportów drobiu. Nasz region, mimo że zagrożenie ptasią grypą jest minimalne, jest przygotowany na atak tej groźnej dla nas i zwierząt choroby
Plan działania jest taki: jeśli powiatowy lekarz weterynarii stwierdzi w jakimś gospodarstwie podejrzenie ptasiej grypy, wszystkie ptaki natychmiast zostaną zabite. W policyjnym konwoju, na sygnale, trafią do Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach na szczegółowe badania. - Najpierw wybijamy, a potem badamy, bo tu nie ma chwili do stracenia - wyjaśnia Janusz Związek, zastępca głównego lekarza weterynarii.
W przypadku stwierdzenia przypadków ptasiej grypy w promieniu trzech kilometrów policjanci zamkną wszystkie drogi, a straż pożarna na dwóch-trzech najważniejszych urządzi tzw. śluzy dezynfekcyjne. Z tego obszaru można będzie wyjechać czy wjechać tylko przez nie. Gdy puławski PIWet potwierdzi chorobę, na zamkniętym obszarze nie ma prawa przeżyć ani jeden ptak domowy. Wszystkie bezwzględnie muszą zostać zagazowane tlenkiem lub dwutlenkiem węgla i spalone.
Jakie jest faktyczne zagrożenie chorobą - nie wiadomo. Od dwóch tygodni Rosja przestała informować o chorobie na swoim terenie, ale wiadomo, że ptaki wciąż są tam wybijane. A właśnie z Syberii, gdzie ptasia grypa szaleje, od kilku tygodni przylatują do nas ptaki. - To wyładowane bronią biologiczną bombowce - obrazowo tłumaczy dr Jan Sławomirski, lubelski wojewódzki lekarz weterynarii. - Gęś ma biegunkę, więc wydala mnóstwo zawirusowanego kału, musi często lądować, by jeść i zaraża wszystko na swojej drodze.
- Aż 86 procent syberyjskich ptaków zimuje w Europie Środkowej i Zachodniej - dodaje dr Jarosław Krogulec, ornitolog z UMCS. - Ale nie wiadomo, czy niosą ze sobą wirusa.
Na wszelki wypadek lubelskie służby weterynaryjne zalecają hodowcom odizolowanie drobiu od dzikiego ptactwa. Oznacza to w praktyce trzymanie ich w zamkniętych fermach. - Owszem, boimy się choroby, ale pocieszamy się, że ogniska choroby są daleko - nie traci ducha Leszek Pawlak, hodowca gęsi z Ostrowa Kolonii k. Kraśnika. - Poza tym, jesteśmy przygotowani, dobrze wiemy, jak należy postępować w przypadku zagrożenia.
Zdaniem Roberta Jakubca, prezesa Lubelskiej Izby Rolniczej, duzi hodowcy są w miarę bezpieczni. - Do zamkniętej fermy grypę trzeba dosłownie wnieść - mówi. - Tu najbardziej zagrożone są małe gospodarstwa, gdzie rolnik sypnie ziarna, które dziobią nie tylko jego kury, ale też inne ptaki. Także te lecące z Syberii.
Na ptasią grypę leku nie ma. Lekarze zalecają szczepienie przeciwko zwykłej grypie. Szczepionki te łagodzą przebieg jej ptasiej odmiany. - Wyraźnie widać większe zainteresowanie szczepionkami - przyznaje Zdzisława Stacharska, właścicielka apteki w Chełmie. - Mamy dobrą szczepionkę. I nie powinno jej zabraknąć.