Dom przy ulicy Wyszyńskiego 4 obok Skweru Zawistowskiego jest wzorcowym połączeniem pnączy i historycznej architektury. Pokrywa go winobluszcz trójklapowy i pięciolistkowy, które razem z budynkiem tworzą wyjątkowo urokliwą kompozycją. Jak się okazuje nie jest ona przypadkowa. Opowiada o tym mieszkająca tam Agnieszka Drwal.
Skąd pomysł na zasadzenie tutaj pnączy?
– Pnącza są tu prawdopodobnie od czasów moich pradziadków. Były już od dawna, gdy zamieszkałam tu z rodzicami i bratem. Widać je już na zdjęciu budynku z początku lat 70. Sama konstrukcja arkad przy domu wskazuje na to, że gdy był on rozbudowywany 100 lat temu, to już wtedy ktoś postanowił, że pnącza tutaj będą. Świadczą o tym wbudowane donice, które nie mają dna. Pnącza przetrwały remonty, ponieważ, mimo że nie są ekspansywne, nie rosną szybko, to mają dużą wolę przetrwania. Gdy kilkanaście lat temu pojawili się nowi współwłaściciele, został zasadzony winobluszcz pięciolistkowy, który jest bardzo ekspansywny. Stare pnącza są zielone, jesienią gubią liście, natomiast liście nowych pnączy, nim opadną jesienią, przybierają piękne, czerwone barwy.
To budynek zabytkowy, więc czy potrzebna była jakaś zgoda na ingerowanie w jego wygląd?
– Budynek jest stary, ale nie ma go w rejestrze zabytków, więc zgoda nie była potrzebna. Oczywiście niewskazane są drastyczne zmiany. Ktoś mógłby zainterweniować, gdybyśmy nagle chciały przemalować go na różowo albo wymienić okna na żółte, plastikowe. Ale do rzeczy takich jak pnącza, nikt się nie wtrąca.
Jak one radzą sobie w tym miejscu?
– Wydaje się, że dla winobluszczu; tego, który jest bardzo ekspansywny, każde warunki są dobre. Nawet do tego stopnia, że wchodzi w różne zakamarki i pojawia się na przykład na strychu. To nie jest tak, że nagle mamy zarośnięty strych. On niby tam wchodzi, ale jak nie ma dostępu do światła, to się nie rozwinie. Poza tym pnącza mają tutaj dobre światło, myślę, że jest im dobrze. Jeżeli trafiają się jakieś uschnięte gałązki, to dlatego, że się złamały, bo wiał zbyt silny wiatr.
Zajmowanie się pnączami to wymagająca praca? Na czym dokładnie polega?
– Na pewno może być trudna, jeżeli wkładalibyśmy w to dużo więcej wysiłku, a my pozwalamy im rosnąć, właściwie jak chcą. Gdy pnącza zaczynają zarastać czyjeś okno, to na ogół jest tak, że je upinam albo sąsiedzi sami obie z tym radzą.
Raczej niewskazane jest, aby je przycinać?
– Można je uciąć, tylko moim zdaniem jest znacznie łatwiej je upiąć. Na pewno jakieś błędy popełniam jesienią i wiosną, kiedy by trzeba te pnącza jakoś specjalistycznie poprzycinać, ale dzięki plebiscytowi i szumowi wokół winorośli, na pewno nikt nie chciałby, by tych pnączy tutaj nie było. Może nawet pojawią się jakieś fundusze na opiekę. Ja nie traktuję tego jako bardzo ciężkiej pracy. Raz było ciężko, kiedy musiałam sama z partnerem stawiać duże rusztowanie i wchodzić na nie, bo pnącze zaczęło zarastać salon fryzjerski na froncie budynku. Ale poza tym tylko koło nich przechodzę i je upinam. Nie jest to co prawda fachowa wiedza, ale wydaje mi się, że gdy przytnie się pnącza, to tydzień później nie będzie widać nawet efektu tej pracy, natomiast kiedy się je upnie, to, dzięki chwytnym gałązkom, pnącza same potrafią przyczepiać się do muru i rosnąć w pożądanym kierunku.
Jak ludzie reagują na te pnącza? Zdarzyło się, że ktoś przyszedł powiedzieć pani kilka miłych słów na ich temat?
– Ten dom w ogóle wzbudza zainteresowanie, bo jest dosyć charakterystyczny i jest tu jedynym prywatnym domem między Pałacem Biskupim a Seminarium. Dlatego nawet gdy pnącza nie były tak efektowne jak teraz, to też budziły zainteresowanie. Z opiniami na temat samych pnączy chyba się nie spotkałam, ale ludzie często się tu zatrzymują, robią zdjęcia.
Osoby myślące o uprawianiu pnączy często zaprząta pytanie, czy prawdą jest to, że uszkadzają one elewacje budynków?
– Z takimi opiniami zetknęła się dopiero podczas plebiscytu „Pnącza w krajobrazie Lublina”. Wcześniej nie zauważyłyśmy niczego takiego. Dopiero wtedy usłyszałam dużo historii, o tym, że ludzie brzydzą się pnączy, że ich nie chcą, a jeżeli się pojawią, to są przez nich ucinane. Albo o tym, że pnącza niszczą rynny i rozsadzają mury. To inne rośliny się tak zachowują, na przykład drzewa, mlecze, osty, a pnącza tylko znajdują sobie podpórkę i idą dalej. Natomiast u nas wygląda to zupełnie inaczej, ponieważ jest to nasz dom, rodziny i współwłaścicieli, i wszyscy pnącza akceptujemy.
Czasami można spotkać się również z opiniami i obawami, że pnącza sprzyjają nadmiernej wilgoci, powstawaniu pleśni czy osiedlaniu się owadów. Zgadza się pani z nimi?
– O wszystkich zaletach płynących z uprawiania pnączy dowiedziałam się sama, gdzieś to wyczytałam. Na przykład, że pnącza wpływają na zmniejszenie wilgoci w ścianach albo że dzięki nim jest chłodniej. Pamiętam, jak kiedyś mój brat spytał: „Czy przez pnącza nie gromadzi się więcej robactwa?” Ale, patrząc na to inaczej, tak naprawdę w tych pnączach jest życie. Nie jest tak, że jest więcej jakichś owadów. Muchy, pszczoły i osy są niezależnie od tego czy pnącza są mniej czy bardziej rozwinięte. Nie umiem stwierdzić z całą pewnością, że pnącza są bezwzględnie dobre, natomiast na pewno nie zwiększają poziomu wilgoci i liczby owadów, a także nie sprzyjają powstawaniu pleśni. Ostatnio mieliśmy też spotkanie ze specjalistami od deratyzacji i zapytaliśmy ich, czy pnącza nie pomagają w jakiś sposób szczurom w penetracji budynków. Powiedzieli, że nigdy nie spotkali się z takim problemem i że jeśli gryzonie już są, to i tak wejdą, a radzą sobie inaczej, np. przez kanalizację, potrafią też chodzić po murach.
Myślała pani o przyszłości tych pnączy? Chciałaby pani coś w nich zmienić, zmodyfikować, a może zasadzić kolejne?
– Zastanawiałam się czy nie włączyć w pnącza jakiegoś powoju, ale musiałabym jeszcze dowiedzieć się jak dokładnie to zrobić. Jednak zauważyłam, że pnącza nie lubią towarzystwa. W donicach, o których wspominałam na początku, czasami zasiewają się drzewa, które trzeba usuwać, ponieważ są zbyt blisko fundamentów. Jeżeli czasem się tych samosiejek nie zdąży usunąć, to wygrywają z bluszczem, przytłumiając go. Z jednej strony, pnącza są bardzo dzielne, radzą sobie same, nie potrzebują podlewania, natomiast, kiedy w donicy zaczyna rosnąć obca roślina, to one ustępują. Dopiero po ich usunięciu, pnącza nagle zaczynają wypuszczać nowe listki.
Wywiad zrealizowany w ramach praktyk studenckich (czerwiec-październik 2022) na II roku Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej (Wydział Nauk Społecznych KUL) w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” pod kierunkiem Marcina Skrzypka w ramach III edycji plebiscytu Skarby Kultury Przestrzeni pt. „Pnącza w krajobrazie Lublina”.