Dla listonosza najniebezpieczniejsze są klatki schodowe i nie zaludnione okolice. Ale napady na nich zdarzają się także w biały dzień, na zaludnionej ulicy.
Piotr Skrzypczak od pięciu lat jest listonoszem: – Nikt mnie jeszcze nie napadł, ale w ostatnim miesiącu przytrafiło się to dwóm moim kolegom – opowiada. Potencjalnych bandytów odstrasza jego atletyczna budowa i zdecydowanie. Ale nawet on był ich obiektem zainteresowań.
– Kiedyś jeździłem rowerem na obszarze 40 kilometrów – opowiada. – To był podmiejski teren, rzadko zabudowany. Jednego dnia, przez kilka godzin śledził mnie samochód. Badali moją trasę. Drugiego dnia pojechałem inaczej. O incydencie zawiadomiłem policję.
W mieście listonosze również nie są bezpieczni.
– Kilka razy próbowali mnie dopaść na osiedlu, wśród wieżowców – wspomina. – Zaczaili się między blokami. Widziałem jak patrzyli i naradzali się. Dostrzegli, że wiem co knują i odpuścili. Nigdy nie czuję się w pełni bezpieczny i stale mam się na baczności.
W ostatnich latach zagrożenie wobec listonoszy rośnie – uważają policjanci prowadzący szkolenie. W Lublinie żadna ulica nie jest bezpieczna, chociaż najgorzej jest na Starym Mieście, Tatarach i Kunickiego.
– Napadów dokonują przeważnie wyspecjalizowane grupy przestępcze – twierdzi Krzysztof Kołek podkomisarz KMP w Lublinie. – Ci sami, którzy okradają ludzi pobierających większe kwoty z banku. Mają jednego, który jest np. w banku czy na poczcie i typuje ofiarę z pieniędzmi. Daje kumplom sygnał przez telefon. Ci śledzą taką osobę do klatki, tam najczęściej następuje atak.
Np. na lubelskim Czechowie grasują bandy z LSM. Do Lublina przyjeżdżają na gościnne występy przestępcy z regionu.
Podczas szkoleń pracownicy Poczty uczą się samoobrony, najskuteczniejszych chwytów i sposobów reakcji na zagrożenie.
– Najważniejsze by ci ludzie umieli ocenić ryzyko – uważa podkomisarz. – Jeśli istnieje poważne zagrożenie życia powinni oddać torbę. Jeśli przeciwnik nie jest na tyle groźny, powinni stawić opór.
Listonosze oprócz własnych sił mają także narzędzia obrony. Do nich należy gaz łzawiący czy odstraszacz dźwiękowy.
– Nie zawsze zdąży się użyć broni – przyznaje listonosz. – Mój znajomy wyszedł za róg i tam tępym narzędziem dostał w głowę. Na szczęście przeżył. Nasze życie zależy od tego czy mamy oczy dookoła głowy, czy nie. Chwila nieuwagi może skończyć się tragicznie.