Opóźnia się proces byłych ochroniarzy z klubu Cream w Lublinie. Trzej mężczyźni odpowiadają za zgwałcenie studentki
Wczoraj na ławie oskarżonych usiedli Tomasz R. oraz Piotr B. Trzeci z ochroniarzy, Sylwester S., nie pojawił się na sali sądowej. Nieobecny był również obrońca Piotra B. W rezultacie sprawa została odroczona. Z początkiem grudnia sąd ma ustalić dalszy przebieg postępowania.
Ochroniarze odpowiadają za zbiorowy gwałt na młodej kobiecie, która bawiła się w klubie Cream przy Krakowskim Przedmieściu w Lublinie. Do zdarzenia miało dojść w nocy z 20 na 21 lutego. Trzy miesiące później badający sprawę policjanci zatrzymali kilku mężczyzn. Jeden z nich został tymczasowo aresztowany. Żaden z ochroniarzy nie przyznał się do gwałtu.
Z ich wyjaśnień wynika, że studentka była pijana, więc wyprowadzili ją z klubu. Dziewczyna chciała jednak wrócić do lokalu. W zamian za wpuszczenie jej do środka, miała proponować ochroniarzom seks. Panowie zabrali więc studentkę na zaplecze. Zapewniali później śledczych, że do stosunków doszło za przyzwoleniem dziewczyny.
Dziewczyna zgłosiła się na policję tuż po zdarzeniu. Przyznała, że bawiąc się w klubie piła alkohol. Z akt sprawy wynika jednak, że nie była na tyle pijana, by nie móc prawidłowo ocenić sytuacji. Pamięta, że była zamroczona oraz, że zmuszono ją do seksu z więcej niż jednym mężczyzną. Ochroniarze mieli być wobec niej brutalni. Ci do stosowania przemocy się jednak nie przyznają. Według śledczych, zebrane w sprawie dowody potwierdzają wersję kobiety. Studentka była badana bezpośrednio po zdarzeniu.
– Stan jej ciała pokrywał się z tym, co mówiła – mówiła po postawieniu zarzutów prokurator Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Śledczy zabezpieczyli nagrania z kamer monitoringu klubu Cream. Pobrali również próbki DNA od ochroniarzy. Porównano je z materiałem zabezpieczonym na ciele i odzieży studentki. Wyniki badań pozwoliły na zatrzymanie i postawienie zarzutów trzem mężczyznom.