Firma od trzech lat należąca do samorządu województwa proponuje dwa rozwiązania. – Dokapitalizowanie w wysokości 4 mln zł lub zezwolenie na sprzedaż niektórych nieruchomości spółki – tłumaczy Teresa Królikowska, prezes PKS Wschód.
– Z drugiej strony wiemy, że chodzi o największego przewoźnika w regionie, który jeździ tam, gdzie komercyjni przewoźnicy nie docierają.
PKS Wschód to worek bez dna. Samorząd województwa z kasy podatników dołożył w ub. roku do przedsiębiorstwa 11 mln zł. To 22 tys. zł na pracownika. Przewoźnik tłumaczy, że musi mieć pieniądze na dokończenie restrukturyzacji.
Zauważa, że wożące kilka razy mniej pasażerów kolejowe Przewozy Regionalne dostają po ok. 70 mln zł rocznie. Pekaes traci pasażerów, ale w 2011 roku wciąż miał prawie 7 mln klientów.
Jakie są efekty pompowania pieniędzy w PKS Wschód? Wymownym komentarzem są wyniki kontroli NIK opublikowane w lipcu. Kontrolerzy źle ocenili działania władz województwa w związku z przejęciem pekaesów (Wschodu, a także Białej Podlaskiej, Zamościa, Biłgoraja i Międzyrzeca Podlaskiego). Okazuje się też, że marszałkowscy specjaliści od finansów przestrzegali przed przejęciem PKS Wschód.
– Nie ma szans na zbilansowanie podstawowej działalności – oceniali. Kontrolerzy stwierdzili, że urzędnikom zabrakło pomysłu na przejęte firmy. – Województwo chciało ratować miejsca pracy. Wykonaliśmy ogromną pracę – odpierał zarzuty Jacek Sobczak (PO) z Zarządu Województwa.
Zespół Doradców Finansowo-Księgowych wynajęty przez Urząd Marszałkowski proponował rok temu: Albo dopłacać do pekaesów co roku po 42–45 mln zł, albo je połączyć. Drugie rozwiązanie miało przynieść nawet 10 mln zł nadwyżki. Władze nie wybrały żadnej koncepcji.