Radiowóz zaczaił się na pirata drogowego pod latarnią. Ale się nie doczekał. Kiedy wreszcie ruszył mu naprzeciw, też nie dało to rezultatu. Bo po ciemku policjanci nie widzieli tablic rejestracyjnych.
Po naszym artykule sprawą zajął się inspektorat komendanta, czyli policja w policji. Miał wyjaśnić, czy interwencja przebiegała prawidłowo. I okazało się, że policjanci nie mają sobie nic do zarzucenia. – Dyżurny z Bychawy nie dysponował radiowozem, który byłby odpowiednio blisko tego samochodu. Dlatego sprawa została przekazana do Lublina – wyjaśnia Witold Laskowski z Komendy Miejskiej Policji wLublinie.
Zdaniem komendy, prawidłowo działali też policjanci, którzy czekali obok szpitala. – Patrol ustawił się w dobrze oświetlonym miejscu, aby widzieć tablice rejestracyjne przejeżdżających samochodów i zatrzymać mazdę – twierdzi Laskowski.
Na czekający radiowóz natknął się natomiast kierowca, który zgłosił policji problem. Usłyszał, że policjanci mają polecenie, by stać w tym miejscu. Oburzył się. – Dlatego patrol skontaktował się z dyżurnym, który polecił policjantom jechać w kierunku mazdy. Pojechali, ale w tym miejscu było ciemno i wcale nie było widać tablic rejestracyjnych – tłumaczy Laskowski.
Radiowóz, który został wysłany do pirata, musiał przejechać aż pół Lublina. Bo w pobliżu nie było wolnego samochodu drogówki.
– Ale można było wysłać inny – mówi Janusz Wójtowicz, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji. – Ostateczne wyniki dochodzenia będą znane dzisiaj. Zapewniam, ktoś za to odpowie.
Mimo że od zdarzenia minął tydzień, funkcjonariusze do dziś nie skontaktowali się z właścicielem mazdy. – Bo najpierw musimy przesłuchać mężczyznę, który nas poinformował – twierdzi Agnieszka Pawlak, rzeczniczka lubelskiej komendy. – Przesłuchamy go w przyszłym tygodniu.