Sprawca głośnej zbrodni z ul. Montażowej stanął przed sądem oskarżony o kolejne zabójstwo. Piotr C. ps. „Cypis” miał skatować swojego kolegę i zostawić go na pewną śmierć.
– Bardzo go lubiłem, był bojaźliwy. Nie było między nami bójek, tylko takie tam męskie zabawy – tak o swojej ofierze mówił w sądzie Piotr. C.
45-latek miał brutalnie pobić swojego kolegę Dariusza H. ps. „Dyzio”. Do tragedii doszło w czerwcu ubiegłego roku w mieszkaniu przy ul. Prusa w Lublinie. Piotr C. mieszkał tam razem ze swoją konkubiną Małgorzatą B. i jej nastoletnim synem. Z relacji kobiety wynika, że „Cypis” notorycznie się nad nimi znęcał.
– Rozciął mi policzek nożem i gryzł mnie. Jak popił wódki i wziął klony (Klonazepam – red.) to bił mnie maczetą, płaską stroną – relacjonowała śledczym Małgorzata B. – Bił też mojego syna, bo za dużo grał w gry.
W sądzie Piotr C. nie przyznał się do bicia. Z akt sprawy wynika jednak, że regularnie sięgał po przemoc. Miał również notorycznie nadużywać alkoholu.
Dariusz H. miał pomóc „Cypisowi” w remoncie mieszkania. Żeby przyspieszyć pracę, zamieszkał przy ul. Prusa. Niestety zamiast pracować, panowie raczyli się alkoholem. Piotr C. miał bić „Dyzia” kiedy ten nie chciał z nimi pić. Okładał go wtedy metalową rurką.
Po tygodniu wspólnego mieszkania doszło do tragedii. Kiedy „Cypis” i Małgorzata B. wrócili do mieszkania, brudny i pijany „Dyzio” spał na zasikanym materacu.
– Piotrek bił go i kopał. Krzyczał „weź się ch…u umyj”. Później chyba złamał sobie palec u nogi, więc założył buty i dalej kopał – relacjonowała śledczym Małgorzata B. Jej partner zaciągnął pobitego kolegę do łazienki, gdzie zaczął polewać go wodą. Później zawlókł go do pokoju i zostawił. Dariusz H. stracił przytomność.
– Chyba Dyzio zdechł, ale jeszcze oddycha – miał skwitować „Cypis”.
Zostawił kolegę i razem z Małgorzatą B. wyszedł do baru. Oboje wrócili wieczorem. Dariusz H. już wtedy nie oddychał. Monika B. wezwała pogotowie. Nie zrobiła tego od razu po bójce, bo jak twierdzi, bała się „Cypisa”. Noc po tragedii para spędziła w hotelu, a kolejną u znajomych, w domku nad jeziorem.
– Piotrek prosił, żebym wzięła to na siebie, bo inaczej on będzie miał na koncie drugą głowę – tłumaczyła później śledczym Małgorzata B. – Mówił „był człowiek i nie ma człowieka”. Tłumaczył, że nic się nie stało i mi nic nie zrobią.
Piotr C. był już skazany na jedno morderstwo. Wyrok 15 lat więzienia w tym roku się uprawomocnił. To kara za głośną zbrodnię z ul. Montażowej. Piotr C. wyrzucił wtedy kobietę z balkonu na 6 piętrze. Maria M. zginęła na miejscu.
– Piotrek przyznał mi się, że wypchnął tę kobietę, bo się pokłócili – wyjaśniła śledczym Małgorzata B.
Po śmierci „Dyzia” zarówno Piotr C., jak i jego partnerka zostali zatrzymani. Mężczyzna odpowiada za zabójstwo. Jego partnerkę oskarżono o nieudzielenie pomocy rannemu.