Związkowcy służby zdrowia zablokowali wczoraj pierwsze piętro w budynku NFZ w Lublinie. Drzwi prowadzące na piętro skuli łańcuchem. Przedwczoraj podobny zawisł na drzwiach sekretariatu i gabinetu głównego dyrektora. Wczoraj dyrektor funduszu zawiesił pracę urzędu.
Tam Adam Borowicz ogłosił, że w obliczu takiej sytuacji zawiesza pracę Narodowego Funduszu Zdrowia. W tym obsługę wszystkich interesantów. A tych było wczoraj sporo. Wśród nich Róża Podkowa. Kobieta chciała złożyć wniosek do sanatorium. Weszła do pokoju, gdzie załatwia się sprawy związane z lecznictwem uzdrowiskowym, znajdującego się na parterze. Nic nie załatwiła. – Dziś nie przyjmujemy żadnych wniosków. Proszę wysłać go listem poleconym – usłyszała od Ireny Ostrowskiej, pracownicy NFZ.
Gdy kobieta już wychodziła, usłyszała: Proszę podejść tutaj – to Maria Jabłońska, jedna z protestujących pielęgniarek, zaprosiła kobietę do stolika. Ponieważ pracownicy NFZ zastrajkowali, wzięliśmy obsługę interesantów na siebie. Wszystkie dostarczone dziś wnioski przekażemy funduszowi.
Cały dzień protestujący, a także pracownicy oddziału NFZ, czekali na wiadomość z warszawskiej centrali NFZ, jaki będzie przyszłoroczny budżet dla lubelskiego oddziału funduszu (przedwczoraj podpisał go minister zdrowia). Od niego bowiem zależeć będzie wysokość kontraktów, a także dostęp pacjentów do leczenia. Nie doczekali się. Dziś mija ostateczny termin jego nadesłania, bo dziś należy rozpocząć procedury konkursowe na świadczenia na 2004 rok.
Siostry, które doprowadziły do zablokowania pracy lubelskiego oddziału funduszu, obawiają się interwencji policji. W takim przypadku zapowiadają bierny opór.
Związkowcy protestują w lubelskiej siedzibie funduszu od czwartku rano. Nie zgadzają się z ograniczeniem dostępu pacjentów do świadczeń zdrowotnych. Ich główny postulat, to poznanie zasad podziału pieniędzy na opiekę zdrowotną. Protestujący uważają, że Lubelszczyzna z reguły otrzymuje mniej niż inne regiony i chcą się dowiedzieć, jaka jest przyczyna takiego stanu rzeczy.
W piątek po południu w siedzibie funduszu przy ul. Szkolnej był nawet jeden z szefów NFZ z Warszawy, ale spotkanie z nim nie usatysfakcjonowało protestujących.