Podobają mi się zęby tego pana. Ładne. Z taką szparką w środku – zachwycała się Ewa Szyszko, gimnazjalistka siedząca w pierwszym rzędzie na lekcji o unii, którą prowadził aktor i reżyser Olaf Lubaszenko.
Ale lekcja wcale nie zaczęła się od głównego tematu. – Będzie pan reżyserował kontynuację filmu „E=mc2”? – padło pierwsze pytanie.
– Tak. Mam nadzieję, że stanie się to, zanim wejdziemy do unii – odparł gość.
Później już było „normalnie”. Dlaczego nie będziemy mogli korzystać ze wszystkich swobód unijnych? Co będzie, jak w referendum Polacy powiedzą unii „nie”? Dlaczego rolnicy nie chcą do unii? – pytali uczniowie.
W krzyżowym ogniu pytań Lubaszenko ratował się anegdotą. Na Mazurach wybieramy się na ryby – opowiadał. – Pan Piętka na to: „O, na ryby idą. I na co to komu?”. Gdy zrezygnowaliśmy z łowienia, nie omieszkał zauważyć: „O, nie idą na ryby. Co komu z tego?”. Źle być osobą, której wszystko się nie podoba.
Gdy młodzież przestała zadawać pytania, aktor–nauczyciel przystąpił do kontrataku. Rozdał wszystkim rysunek Andrzeja Mleczki i spytał o skojarzenia. Nie spodziewał się, że przedstawiając śmierć z kosą w plecach i radosnego pijaczka z butelką w ręku obudzi burzę mózgów. Liczył na pięciu odważnych, a nie zdążył notować imion 30 uczestników zabawy w skojarzenia. Nagrody rozdał tym, którzy zaprezentowali interpretację najbardziej „zbliżoną do linii programowej lekcji”.
Po lekcji aktor rozmawiał z uczniami. Opowiadał o blaskach i cieniach bycia aktorem.
– Czy sprawia panu kłopot rozdawanie autografów? – zapytał jeden z uczniów.
– Najlepiej siąść, napisać 250 razy szybko swoje imię i nazwisko i sprawdzić samemu, jaka to przyjemność – odparł aktor, cierpliwie podpisując kolejną kartkę.