Na sobotnim spotkaniu z czytelnikami w Białej Podlaskiej miał nadkomplet. Zwiedził stadninę koni w Janowie Podlaskim, pływał po Bugu, zjadł zrazy myśliwskie z kaszą gryczaną. Wczoraj z miłośnikami swoich powieści spotkał się w Lublinie.
W życiu liczy się wzajemny szacunek
- Jaki jest klucz do tego, by przetrwać razem w tak trudnych czasach? - pytamy pisarza.
- Tylko jeden. Wzajemny szacunek do siebie. I dobry kontakt z dziećmi. Co roku spotykamy się na wakacjach, jemy razem posiłki, rozmawiamy. Jesteśmy dla siebie - odpowiedział z uśmiechem.
Chłopskie jadło
W jednej z restauracji zjadł obiad. - Lubię proste, chłopskie jedzenie. Kanapkę z salami, zawieste gulasze i dobre mięso z kawałkami tłuszczyku - opowiadał na konferencji prasowej.
O godzinie 16 podpisywał książki w księgarni Uniwersyteckiej. Autografom i serdecznym uśmiechom nie było końca. Z mieszkańcami Lublina spotkał się w auli Centrum Języka i Kultury Polskiej UMCS.
Na dziś rano zaplanował zboczyć z drogi Lublin-Radom i wpaść do Kazimierza nad Wisłą.
Czy zamierza osiedlić się w Polsce?
- Byłem w Białowieży. Zbierałem tam materiał do nowej książki. Chciałbym, żeby jej akcja tam się rozgrywała. Będę dalej zbierał materiał - odpowiedział Wharton.
Na pytanie, czy opuści malowniczy francuski dom na barce i zamieni go na puszczańską samotnię jednak nie odpowiedział.
Ale do Polski na pewno jeszcze przyjedzie. - Poznaję wasz kraj z okien samochodu. Zachwycają mnie płaszczyzny zielonych pól pocięte drogami i małe domki. Chciałbym to namalować - dodał na pożegnanie...
Specjalna więź z Polakami
Z Polakami mam niesamowitą więź. Nie wiem jak to tłumaczyć, ale po prostu rozumiemy się bez słów. Polscy czytelnicy, dzięki przekładom, potrafią w doskonały sposób pojmować moje myśli. Wiele razy próbowałem nauczyć się języka polskiego, ale niestety, nie udało mi się przyswoić nawet kilkunastu słów. Kiedy otwieram polskie gazety "czytam” jedynie zdjęcia. Najbliższy kontakt mam z polską muzyką, która jest po prostu wspaniała.
William Wharton
les. Swoją karierę zawodową rozpoczął jako nauczyciel plastyki. W połowie lat sześćdziesiątych zrezygnował z pracy nauczycielskiej i wraz z rodziną przeniósł się do Francji. Tu z kolei był malarzem aż do lat osiemdziesiątych, kiedy wpływy z pisania książek pozwoliły mu porzucić malarstwo.