Agnieszka S. z Sądu Rejonowego w Lublinie straciła wczoraj stanowisko sędziego. To najsurowsza kara wymierzona przez sąd dyscyplinarny lubelskiemu sędziemu od kilkunastu lat.
Sędzia orzekała w wydziale rodzinnym. Latem 2001 roku zajmowała się sprawą ustalenia ojcostwa. Matka dziecka chciała udowodnić w sądzie, że ojcem nie jest jej były mąż. Agnieszka S. wydała wyrok po myśli kobiety. Potem zorientowała się, że popełniła błąd – powinna oddalić powództwo z przyczyn formalnych. Od urodzenia dziecka upłynęło pół roku, zatem wniosek o tak zwane zaprzeczenie ojcostwa mógł złożyć tylko prokurator, a nie matka dziecka.
– Postanowiłam naprawić ten błąd. Bałam się, że jakaś kontrola wykryje moją pomyłkę i poniosę konsekwencje – tłumaczyła się Agnieszka S. przed rzecznikiem dyscyplinarnym.
Sędzia wybrała jednak najgorszy z możliwych sposobów naprawy błędu. Wyjęła wyrok z akt i zastąpiła go innym. Sprawa wyszła na jaw, gdy okazało się, że do sprawy rozwodowej kobiety, która ubiegała się o zaprzeczenie ojcostwa, trafiły dwa różne orzeczenia.
– Wiem, że zrobiłam źle – mówiła sędzia przed rzecznikiem. Na swej rozprawie dyscyplinarnej siedziała ze spuszczoną głową. – Przyznaję się – powiedziała cichym głosem.
Na rozprawie przesłuchano też pracowników sekretariatu wydziału rodzinnego lubelskiego sądu. Sędziowie chcieli się dowiedzieć, w jaki sposób doszło do zmian w repertorium, gdzie wpisywane są wyroki. Najpierw wpisano tam treść pierwszego orzeczenia. Potem rubryka została zaklejona. W to miejsce naniesiono nowe orzeczenie. Nikt nie potrafił sobie przypomnieć, kto to zrobił.
Wczorajsze orzeczenie nie jest prawomocne. Sędzia może się odwołać do sądu drugiej instancji. Przed kilkoma tygodniami Agnieszka S. za ten sam wyczyn została pozbawiona immunitetu sędziowskiego. Po uprawomocnieniu się orzeczenia prokuratura będzie mogła postawić jej zarzuty.