Mieszkańcy wsi Dobre wyrwali z ziemi przy pomocy ciągników pięciometrowy krzyż. Ustawił go miejscowy ksiądz, przeciwny budowie drogi.
Mieszkańcy weszli w spór z księdzem pochodzącym z ich wsi. Kapłan nie zgodził się oddać kawałka ojcowizny na budowę drogi powiatowej łączącej Karczmiska, Wólkę Polanowską, Dobre i Kazimierz. Brak zgody skutecznie zablokował realizację inwestycji na dwóch odcinkach. Droga o długości 2,2 km ma być utwardzona do końca 2003 roku. Inwestycja jest zaawansowana w 60 proc.
- Inwestycja jest konieczna - uważa Andrzej Rozwód, członek Zarządu Starostwa w Opolu Lubelskim. - Mieszkańcy Dobrego, Wólki Polanowskiej, Polanówki i Rogowa, aby dostać się do Kazimierza muszą nadrabiać ok. 10 km. To jedyna szosa, którą da się przejechać przy wylewach Chodelki i Wisły.
- Kto nie próbował przekonywać księdza. Sołtys, rada sołecka, drogowcy. Wszystko na nic - mówi jeden z mieszkańców.
- Ten ksiądz to nie człowiek - dodają inni. - On i jego brat są skłóceni z całą wsią. Przeszkadzali także przy zakładaniu telefonów i wodociągów. Wieś jest dla niego za dobra.
Na jesieni w pasie spornej drogi, tuż przed rodową posesją, ksiądz wystawił metalowy krzyż. - Wieczorami i po nocach ludzi zatrudniał. Zbroił się jak Hussein. Nie było nawet jak dać znać do urzędów, bo o tej porze nieczynne - mówi sąsiadka.
- To ewidentna samowolka - wtrącają. W opolskim starostwie potwierdzają. Ustawienie krzyża w ziemi czyli tzw. obiektu nowej architektury wymaga zgłoszenia i prawa do dysponowania nieruchomością. W tym przypadku oba wymogi nie zostały spełnione, więc nadzór budowlany wydał decyzję o rozbiórce. Ale krzyż stał jak stał. W poniedziałek wieś wzięła sprawę w swoje ręce: ludzie zdjęli wizerunek Chrystusa i postawili na posesji nieobecnego w tym czasie księdza. Ramiona krzyża przywiązano powrozami do traktora. Gdy liny się rwały z ratunkiem szły kolejne ciągniki - ostatecznie pięć traktorów dało radę. - Jestem katolikiem. Przykro było na to patrzeć - mówi Władysława Wicha.
- Niech pani napisze, że w zadumie i przygnębieniu staliśmy tam pod krzyżem - dodaje jedna z kobiet. Gdy ludzie demontowali krzyż, brat księdza próbował przeszkadzać. - Na traktorze uzbrojonym w widły i kosę jechał prosto na ludzi - relacjonuje Władysława Wicha. - Któryś z chłopów skoczył do kabiny. Ciągnął go za włosy i jakoś zatrzymał. Skończyło się na pogróżkach, że "ktoś zapłaci za to głową”.
Jan Cieślak, brat księdza, odpiera zarzuty: - Krzyż nie był ustawiony w pasie drogi a na własnej posesji. Potwierdza to wyrys z planu miejscowego. Nie wiem jakim cudem sąsiedzi mają korzystne dla nich dokumenty. Próbowałem się odwoływać. Teraz już nie mam po co. Krzyż zdemontowali. Jeszcze mnie pobili.