– Ktoś się uparł, żeby nas puścić z dymem – uważa jedna z mieszkanek. – Teraz wszyscy zamykamy drzwi. W dzień i w nocy. Jak podpalacz nie będzie mógł wejść, może da sobie spokój.
Pierwszy pożar wybuchł w lipcu ubiegłego roku. Do dziś widoczne są jego skutki. Osmolone ściany i sufit na kilku piętrach.
– Zaczęło się od kosza na śmieci na klatce schodowej. Ktoś prawdopodobnie wrzucił tam niedopałek papierosa – mówi kpt. Ryszard Starko, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Straży Pożarnej w Lublinie.
W grudniu ogień pojawił się znowu. Wypalił dziurę w suficie na ostatniej kondygnacji. – Gdybyśmy w porę nie zareagowali to dach by się spalił – denerwuje się mężczyzna. – Ktoś się bawi naszym kosztem. Ale nic dziwnego, skoro nawet jak złapią podpalacza, to zaraz wypuszczają.
– Udowodnić komuś celowe podpalenie nie jest łatwo – mówi Radosław Zbroński z lubelskiej policji. – Można to zrobić na podstawie zeznań świadków lub dowodów znalezionych na miejscu. Na przykład niedopałka papierosa.
Półtora roku temu podpalacz rzeczywiście grasował w Lublinie. – Wtedy, w ciągu sześciu miesięcy zanotowaliśmy ponad czterdzieści podpaleń w kamienicach – mówi Starko. Podpalacza złapano. Odpowiada przed sądem z „wolnej stopy”, czyli nie będąc aresztowanym.
Ostatnio pożarów w kamienicach jest mniej. – Zdarzają się sporadycznie – mówi Starko. – W większości ich przyczyną jest raczej nieuwaga niż celowe podpalenie. Dlatego apelujemy do mieszkańców, aby nie zostawiali na klatkach schodowych mebli, ani innych łatwo palnych rzeczy.