Kilkaset osób walczyło wczoraj o stare wojskowe samochody, kuchnie polowe i gumowe zbiorniki na paliwo. Pod młotek wystawiła je Agencja Mienia Wojskowego. Auta kupców zaparkowane w pobliżu agencji zablokowały chodniki i ulicę.
- Wściekły jestem, jak cholera. Przyjechałem z Garwolina i stoję tu od ósmej rano - psioczył Stanisław Bielecki. - Powiedziano mi, że jak się nie podoba, to mogę sobie pójść.
Ale jak pójść, skoro można kupić całą ciężarówkę za 6 tysięcy złotych, a osobowego poloneza nawet za kilkaset? Licytowano używany sprzęt wojskowy: ciężarówki, traktory, autokary, ale także kuchnie polowe i cysterny. Każdy, kto chciał licytować, musiał wpłacić wadium. Pieniądze miały być przyjmowane do godz. 10.30, jednak wpłacanie skończyło się o 15.30.
- Za dużo ludzi. Zazwyczaj przychodzi 20-30 osób, a tu jest ponad 300 - tłumaczył Jan Lewczuk, kierownik filii AMW w Lublinie, który prowadził licytację. - Takich tłumów nie było tu od 1997 roku.
Przed godz. 16 kupcy wrzeli z oburzenia. - Co jest? Kiedy zaczynamy? - krzyczeli ludzie, którzy nawet nie bardzo mieli jak się ruszyć, bo w niewielkiej świetlicy stało około dwustu osób, a niewiele mniej na korytarzu i schodach.
Wreszcie o godz. 16 wystartowała licytacja. Demobil szedł na pniu. Gumowy zbiornik na paliwo miał cenę wywoławczą 300 zł, a poszedł za 1300. Licytacja cysterny na podwoziu stara zaczęła się od 6 tys. zł. A skończyła się na 10 600 zł. Najwięcej chętnych było na traktory i specjalistyczne ciężarówki. - Chcę kupić stara 660 - mówił Zbigniew Łoś. - Ale więcej jak 2 tysiące nie dam.
Sprzedano prawie wszystko. Zainteresowania nie wzbudził jedynie wirnikowy zgarniacz śniegu na samochodzie ził 157. Pewnie dlatego, że cena wywoławcza wynosiła 30 tysięcy zł.