Rozmowa z Markiem Poznańskim, posłem Ruchu Palikota i archeologiem, który pracował na miejscu katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem.
– Nie. Na miejscu katastrofy znajdowałem różnego rodzaju zapalniki pochodzące z czasów II wojny światowej. Były też fragmenty dużych pocisków. Do tego odkrycia trzeba podejść spokojnie, bez emocji. Specjaliści powinni pobrać próbki ziemi i sprawdzić czy zawierają trotyl.
• Próbki z wraku samolotu badało już kilka zespołów ekspertów. Do tej pory żaden z nich znalazł śladów materiałów wybuchowych.
– Prawie wszystkie badania były źle zrobione. Sam widziałem jak wiele z nich wykonywano na zasadzie "sztuki dla sztuki”. Do momentu, kiedy resztki samolotu i miejsce katastrofy nie zostaną należycie przebadane, to ciągle będą się pojawiały teorie o zamachu.
– W miejscu bezpośredniego upadku Tu-154 są półmetrowe nasypy ziemne z czasów wojny zabezpieczające przed atakiem. Rosjanie mówili mi, że kiedyś odbywały się tam ćwiczenia wojskowe. Stąd pociski czy ślady materiałów wybuchowych.
• Czyli trzeba zrobić badania jeszcze raz?
– Można przeprowadzić takie badania, żeby nie było pożywki dla najróżniejszych teorii o spisku. Najgorzej, że posłowie PiS i PO kupczą tą sprawą. Mało komu zależy żeby merytorycznie wyjaśnić katastrofę. Przez dwa tygodnie brałem udział w pracach archeologicznych i sam zastanawiałem się czy doszło do zamachu. To co mówi poseł Macierewicz ma się nijak do tego co widziałem na miejscu katastrofy. Spodziewam się, że takich rewelacji jak ta z trotylem będzie więcej. Te 4 mln zł przewidziane na pomnik ofiar katastrofy powinny pójść na badania wraku i miejsca katastrofy.