
Mieszkańcy lubelskiego Sławinka nie zgadzają się na budowę nadajnika telewizji Trwam obok ich domów. Ale ojciec Tadeusz Rydzyk nie chce ich słuchać. Dlatego pozwali go do sądu. Pierwsza rozprawa za tydzień

Wtedy zaprotestowali mieszkańcy okolicznych domów. - Ojciec Rydzyk chciał nam postawić zabójczy nadajnik w samym środku osiedla - mówi pani Helena, mieszkająca tuż obok planowanego studia. - I to bez naszej wiedzy. A przecież tu mieszka mnóstwo ludzi, dla których maszt byłby ogromnym zagrożeniem.
Mieszkańcy zdobyli badania wskazujące na szkodliwość tego typu nadajników dla zdrowia. Do ich opinii przychylił się wojewoda, który w październiku zeszłego roku wstrzymał pozwolenie na budowę anteny na Sławinku. Pracownicy fundacji zdjęli więc z budynku nadawczy talerz. Ale zostawili maszt i metalowe resztki instalacji. Zdaniem mieszkańców, zagrażające ich zdrowiu.
- Zwróciliśmy się do prokuratury - opowiada pani Teresa Fornalska, mieszkanka sąsiedniego domu. - Ta jednak stwierdziła, że problemu nie ma. A instalacja stanowi jedynie minimalne zagrożenie.
Konflikt trafił do Ministerstwa Środowiska, które ma wydać opinię na temat nadajnika. A niezadowoleni mieszkańcy skierowali sprawę do sądu. - Trzeba to rozwiązać raz na zawsze - podkreśla Fornalska. - Nie zgadzamy się na stację nadawczą na naszym osiedlu. Liczymy, że sąd przyzna nam rację - dodaje.
Tymczasem współpracownicy ojca Rydzyka nabrali wody w usta. - Na ten temat może rozmawiać tylko szef, ale dzisiaj wyjechał i jest nieuchwytny - usłyszeliśmy w sekretariacie Fundacji Nasza Przyszłość. Nikt nie chciał też z nami rozmawiać w Fundacji Lux Veritatis, która zarządza telewizją Trwam. - Proszę dzwonić do Torunia - rzuciła nam sekretarka i odłożyła słuchawkę. W toruńskiej siedzibie telewizji też nas zignorowano.