Po wcześniejszych łamaniach głów (całe szczęście, że nie krzesłotronów), otwarta w piątek wystawa Krystyny Głowniak przyniosła ulgę osobom lubiącym obcować z twórczością plastyczną bliższą formom mniej awangardowym.
Skromność autorki, zakładającej, że być może to za mało, oraz gościnność "Galerii Michałowski” nakazała im przygotować ucztę również dla ciała. Obie biesiady nie konkurowały ze sobą; druga uzupełniała pierwszą.