Jadąc samochodem zobaczyła leżącego na chodniku mężczyznę, ale nie miała gdzie się zatrzymać, więc od razu zadzwoniła po karetkę. Kiedy okazało się, że mężczyzna był tylko pijany, odebrała telefon od ratownika. – Oburzał się, że niepotrzebnie wzywałam pogotowie – relacjonuje nasza Czytelniczka. A ratownicy się irytują, bo nawet 40 proc. wyjazdów karetek nie ma uzasadnienia
W ubiegłym tygodniu pani Anna* jechała samochodem przez skrzyżowanie ul. Krańcowej i Dywizjonu 303 w Lublinie. – Zobaczyłam leżącego na chodniku mężczyznę. Nie miałam gdzie się zatrzymać i sprawdzić, co mu jest, więc zadzwoniłam na numer alarmowy – relacjonuje. – Po 20 minutach zadzwonił do mnie ratownik, który prawdopodobnie uczestniczył w interwencji. Zapytał, czy to ja wzywałam karetkę. Kiedy potwierdziłam, spytał, czy wiem, jakie są kary za nieuzasadnione wezwanie karetki.
Okazało się, że leżący mężczyzna rzeczywiście nie potrzebował pomocy lekarskiej, a był jedynie pod wpływem alkoholu. Kiedy medycy do niego dotarli, miał wstać i poprosić o wezwanie taksówki. – Nie jestem osobą, która przechodzi obok człowieka potrzebującego pomocy. Oczywiście powinnam się zatrzymać i sprawdzić, co się stało, ale naprawdę nie było gdzie. Nie wiedziałam, że ten mężczyzna był po prostu pijany – zaznacza pani Anna.
Kobietę najbardziej jednak zaskoczyły napastliwe słowa, które usłyszała od dzwoniącego mężczyzny. – Powiedział, że jeśli jestem taką Matką Teresą z Kalkuty, to może przejdę się po Lublinie i znajdę innych leżących. Dodał, że na ulicy Wolskiej leży ich bardzo wielu – opisuje rozmowę.
– Ratownik nie powinien się tak zachować. To nie jest profesjonalne, zwłaszcza, że ta kobieta miała dobre intencje – komentuje Marian Zepchła, ratownik medyczny z Lublina i wiceprzewodniczący Sekcji Krajowej Pogotowia Ratunkowego i Ratownictwa Medycznego NSZZ Solidarność.
– Nie znaczy to jednak, że kobieta zachowała się tak, jak powinna. Ogromnym plusem jest to, że zareagowała, bo wielu nie reaguje. Powinna jednak mimo wszystko zatrzymać się, mogła zająć pas ruchu i sprawdzić, w jakim stanie jest ten mężczyzna, czy jest przytomny, czy oddycha. Chodzi o to, żeby karetka wyjechała do kogoś, kto rzeczywiście potrzebuje pomocy, bo w tym czasie może takiej pomocy zabraknąć dla kogoś innego.
Jak zaznacza Zepchła, brakuje informacji, jak zachowywać się w takich sytuacjach, kiedy i jak wzywać pomoc.
Potwierdza to Zdzisław Kulesza, dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Lublinie i podkreśla, że nawet 40 proc. wyjazdów karetek jest bezzasadnych.
– Ludzie dzwonią do nas bardzo często ze sprawami, które powinny być załatwione na poziomie lekarza rodzinnego, np. z bólem brzucha, podwyższonym ciśnieniem, a nawet kaszlem. Jesteśmy często traktowani jak przychodnia na kółkach – mówi Kulesza. – Z 200 wyjazdów, które realizujemy w ciągu doby, przynajmniej kilkadziesiąt jest nieuzasadniona, mówimy tu nie tylko o ludziach, którzy dzwonią z błahymi sprawami, ale również żartami, za które nie ma niestety konsekwencji prawnych – dodaje.
Jak zaznacza Kulesza, ludzie wzywają pogotowie bo chcą pojechać na szpitalny oddział ratunkowy, żeby mieć komplet badań. – Nie chce im się czekać w kolejce do lekarza rodzinnego czy specjalisty, a wiedzą, że jeśli na SOR przywiezie ich pogotowie, to badania muszą być wykonane i wykorzystują to – tłumaczy Kulesza. – Pacjent, który ma wątpliwości co do swojego stanu zdrowia zawsze może zadzwonić pod numer alarmowy i zanim wezwie karetkę skorzystać z porady dyspozytora – dodaje.
* imię zmienione